niedziela, 1 stycznia 2012

Szczęśliwego Nowego Jorku

Wiedziałam, że niedzielny wieczór zaskoczy mnie, jak zwykle, a ja z niedowierzaniem będę pytała samą siebie "To wolne się skończyło? A gdzie to wszystko co obiecałam sobie nadrobić?".
Dlatego nie wierzę w żadne noworoczne postanowienia.
Rzucę palenie, schudnę, zdam prawo jazdy, zakocham się, obronię licencjat - obiecujcie sobie. Życzę, żeby się udało.
Nie rzucę palenia, bo żaden ze mnie nałogowy palacz.
Nie schudnę, bo od lat jadę na lekach hormonalnych.
Prawo jazdy zdałam od razu po osiemnastce.
Nie, nie chcę się zakochać. Wystarczy problemów. Jest dobrze. Trochę samotnie, ale niech tak pozostanie. Na jakiś czas. Póki co.
Obronię licencjat - kiedyś, jak 3 razy zmienię kierunek studiów, kilkukrotnie się przeprowadzę, w końcu stwierdzę, że jestem wiecznym studentem i trzeba coś z tym zrobić - pewnie obronię.
Ale w myślach gdzieś przyrzekłam sobie, że przestanę żyć byle-jak.
Życie byle-jakie, od weekendu do weekendu, byle przetrwać, byle zaliczyć, byle się położyć, bezsenne noce w Internecie, spuchnięte oczy od czytania w półmroku albo od płaczu, gardło zdarte od krzyku albo złego śpiewu, żołądek zwracający śmieci tego świata, uczenie się w ostatniej minucie, szukanie na siłę, narzekanie na ..., oszukiwanie siebie, słomiany zapał, wiara w nierealne marzenia i setki rozczarowań, rzucanie wulgaryzmami "bo uważam, że sztuką jest dopasowanie używanego języka do sytuacji, a ta sytuacja wymagała kurwy", bieganie rano, bo znowu nie miałam siły wstać 10 minut prędzej, nie zjadłam śniadania i lecę z wywalonym jęzorem na przystanek i widzę jak odjeżdża sprzed nosa, macham, krzyczę, ale nic, jestem bezsilna wobec świata, wobec ludzi, wobec autobusów, wobec siły przyciągającej mnie do łóżka, wobec samej siebie..
Ale tak, postanowienia noworoczne muszą być.
W jakimś czasopiśmie dla pań pisali, że karteczki na lodówce i wpisy w kalendarzyku jeszcze bardziej motywują.
Szczęśliwego Nowego...




P.S.:Nawet jestem zadowolona z Sylwestra... Całkiem pozytywnie.



1 komentarz:

  1. To mamy trochę podobne postanowienie. Karteczki? Kalendarzyki? Hm, w moim przypadku co chwilę muszę sięgać po jakąś książkę zen, bo tak łatwo zapomnieć o utrzymywaniu świadomości. Dla ułatwienia kupię sobie jakiś notesik (prawdpodobnie już ileśsetny) i zbiorę te wszystkie książki w jedną myśloprzetrzymywarkę. Po czym porzucę po miesiącu, taaaa....
    A, i jeszcze jedno postanowienie - żadnych sercowych błędów w tym roku!!!

    OdpowiedzUsuń