niedziela, 10 lutego 2013

Isn't it ironic?

Czy można być urodzonym pechowcem? Czy są ludzie, którzy po prostu mają pecha i już?

Zaczynam wierzyć, że jestem takim człowiekiem, odkąd mieszkam tutaj.
I nie chodzi o wielkie życiowe decyzje, bardziej o codzienne drobiazgi, które jak na złość - właśnie ja psuję.

W pierwszym tygodniu mojego rezydowania, wypadł mi kurek z kuchenki gazowej. Kuchenka peerelowska, kurki wypadały prędzej, ale akurat mnie wypadł z całą sprężynką, nie da się go włożyć, gaz ucieka, co tu robić... Miała być nowa kuchenka. Po 4 miesiącach nie ma. Boję się, że wybuchnie.

Przy odnowionych organach kościelnych łamie się pulpit. Już kiedyś był problem z zawiasem, ale komu wypada? Tak, mnie.

Przed wyjazdem do domu energicznie zasłaniam zasłony w kuchni. Wypada kulka z karnisza. Fuck, znowu mnie. No nic, trudno, kładę na parapecie.

Wracam po tygodniu. O, ktoś włożył kulkę do karnisza. Idę do swojego pokoju, odsłaniam okno... Bum. Coś spada. Połowa uchwytu karnisza. Druga wisi na ścianie. "Wyrzucę i nikt się nie zorientuje!" - pomyślałam chytrze. "Nie, musisz to jakoś skleić" -  odpowiedział znający się na rzeczy mężczyzna. Wzięłam klej do wszystkiego "Magik", przysunęłam krzesło... Nie sięgam. Stanęłam na grzejniku, z modlitwą na ustach, by się nie zabić. Posmarowałam klejem, przesunęłam nogę... Spadło, obkleiło parapet i firankę, ale żyję. Próbuję jeszcze raz... Super. Biegnę po miotłę, żeby to jakoś docisnąć. Spada druga połówka uchwytu....

Czy to czasem nie jest tak, że im bardziej chcesz, tym bardziej się nie uda?

Staram się jakoś to wszystko utrzymać, podczas gdy innym osobom wisi: niech zapleśnieje, przewróciło się- niech leży, jakoś to będzie - i jest dobrze. I cóż, niestety, muszę przyznać, że ich motto "Miej wyjebane, a będzie ci dane" - jak najbardziej się sprawdza.

A w sprawach większej wagi?
Wysłuchuję miłosnych wyznań przyjaciółki co do mężczyzny, na którym mi zależy.
Gratuluję i życzę szczęścia na nowej drodze życia, choć wyobrażam sobie siebie na jej miejscu.
...
Pech, ironia losu?
"Tak miało być"?

Nie wiem, w co wierzę.W fatum, w przeznaczenie, w to, że przypadki rządzą rzeczywistością?
Odpowiedziałabym, że po prostu wierzę w siebie, ale multum drobnych sytuacji wokół mnie dzieje się tak bardzo poza moją wolą i kontrolą, że już wątpię.
Może to wszystko po trochu składa się na całość... Może.


czwartek, 7 lutego 2013

Pieśń o Roladzie... czyli "Kto czyta nie błądzi"

Kilka zabawnych obrazków ze strony piktografiki.com, chętnie podsunęłabym niejednemu na polonistyce...


O klasyce się nie dyskutuje - klasykę się zna.
A jak się nie zna?

...że dziś tłusty czwartek....

Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła!

Góra pączków, za tą górą
tłuste placki z konfiturą,
za plackami misa chrustu,
bo to dzisiaj są zapusty.

Przez dzień cały się zajada,
a wieczorem maskarada:
Janek włożył ojca spodnie,
choć mu bardzo niewygodnie,
Zosia – suknię babci Marty
I kapelusz jej podarty,
Franek sadzy wziął z komina,
Bo udawać chce Murzyna.

W tłusty czwartek się swawoli,

później czasem brzuszek boli.

(Wł. Broniewski, Dla dzieci)


Tradycja - rzecz święta!
Już od kilku dni w telewizji mówią o konkursach "kto szybciej wsunie 10 pączków", "ile pączków zjesz w 5 minut", podobno rekordziści zamawiają do swoich domów po 100 sztuk... Odpychające. Trochu żałosne, bo z tradycyjnymi zapustami nic wspólnego nie ma. To już jakiś znak dzisiejszych czasów, że wszystko na pokaz, wszystko dla pieniędzy, dla durnej rozrywki.

Tymczasem u mnie w domu nie kupuje się pączków. Pełne spulchniaczy nijak mają się do tych swojskich, smażonych na smalczyku. W tym roku podarowałam sobie chrust i bezy, które zawsze robiłam z pozostałych białek, za to skusiłam się na przepis z bloga Moje wypieki i zrobiłam angielskie pączki z serka. Pyszne! Dużo lżejsze i z przyjemnym, waniliowym posmakiem jogurtu.
Tłusty czwartek to jedyna okazja, kiedy smażymy domowe pączki. Tradycyjne wodzenie niedźwiedzia, babski comber, śledzik, darcie pierza zakończone federbalem  - tak się cieszę, że te zwyczaje jeszcze żyją! I choć mocno zmodyfikowane, dostosowane do współczesnej rozrywki  - przetrwały. 

Kto w tłusty czwartek nie zje pączka, temu nie będzie się darzyło... Profilaktycznie, chociaż jeden musi być!

Efekty pichcenia, niestety w jakości komórkowej:




Rudit jak zwykle uchwyciła sedno sprawy!

sobota, 2 lutego 2013

Pieśni Wolkensteina

Inspiracja na dziś: Oswald von Wolkenstein.


Dziwnej muzyki słucham. To mocny metal, to przedwojenne szlagiery, to pop lat 80., to polonez Chopina, to  swingujące brzmienia, to soundtracki, to kompozycje Gershwina, to leniwe jazzowanie, to ballady rockowe, to wyczyny Cezika, to preludia Sawy, (...), aaa ostatnio jeszcze rapowanie w folkowej pieśni, (...)

A tu taki ( hm...średniowieczny czy wczesno-renesansowy?) Wolkenstein. To nie w ramach zadania z historii muzyki, po prostu zafascynował mnie (wszystkie znaleziska są fascynujące jeszcze bardziej, kiedy wypadałoby się uczyć; dziś stopień fascynacji wzrasta kilkukrotnie). 



Ostatnimi czasy szczególnie upodobałam sobie muzyczne dziwolągi.
Podobno wszystko znaczy nic.
Chyba niczego nie słucham...