piątek, 13 stycznia 2012

Smells like apocalypse

Apokalipsa. Mówiłam w niedzielę wieczorem, że ten tydzień taki będzie. Jeszcze jeden.

Styczniowa wiosna, nauka przy kawie w Book-a-.., a tu nagle zaczyna sypać śnieg. Idę do toalety, wracam - czarno, kilka kałuż. Po dwóch godzinach znowu sypie, obficiej, wychodzimy na dwór i dziwimy się, czym są te styropianowe kulki. Pół godziny jazdy samochodem, żeby dostać się z głównego na IH, korki na rondzie (!), zarzucanie samochodami. Spóźnione lecimy na kolokwium ze staropolki, a słońce oślepia. Biegnę na autobus, uciekł mi sprzed nosa, wracam na IH - wieje, sypie i... grzmi. Burza w styczniu. Zasłaniam twarz, próbuję iść pod wiatr. Wracam - szaro, mokro, nie ma śniegu.

Opole, godzina 15:30, przystanek przy ul. Reymonta. Stoję i czekam. Co widzę?
Dzień Świra...
Im bardziej przyglądam się ludziom i analizuję ich stadne zachowania, tym bardziej wstydzę się, bo człowiek - to wcale nie brzmi dumnie...

Jeszcze tydzień. Albo dwa. Albo sesja poprawkowa. Istne wariatkowo. Co ja tutaj robię...

Piątek trzynastego.
Codziennie.



Zielona Mila w tv. Nie przegapię, już lecę.
Polecam każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz