środa, 30 stycznia 2013

Madeline

Nie chcę, nie umiem, nie dam rady - już to przerabialiśmy, więc obejdzie się bez fajerwerków. Trza przetrwać, trza przewalczyć.

Jak sobie pomagam, kiedy herbata, czekolada, popłakiwanie w poduszko-świnię, rozmowy "budujące" nie pomagają?

Wracam do źródeł.
Oglądam wieczorynki, czytam Czerwonego Kapturka i Kota w Butach.


Dziś Madeline jako najlepszy środek terapeutyczny.
Polecam, zdesperowana i załamana Z.



I pomyśleć, że wcale nie tak dawno (a może i dawno?) legalnie oglądałam wieczorynki (bo teraz trąci to dewiacją...), po wieczorynce kładłam się spać, prosiłam mamę o bajeczkę na dobranoc, rozmawiałyśmy chwilę: o szkole, o marzeniach... Chciałam zostać to pisarką, to malarką, to przedszkolanką. Kiedyś nawet zakonnicą, taką jak pani Clavele. Potem dziennikarką albo panią psycholog.
Kiedy miałam 7 lat, kładłam się we wrześniu z niedowierzaniem "Ojejku, ja już mogę chodzić do szkoły!".

A gdyby tak wrócić...?



wtorek, 29 stycznia 2013

No spróbuj!


Obrazek pochodzi z fanpage'a "Jestę kotę jak również doktorantę" na fb i do dnia dzisiejszego pasuje idealnie. A fanpage uwielbiam za akademicki humor, zgrabne połączenie inteligencji z lolcatowym językiem.

Egzamin, który 3/4 grupy oblewa, a ja walczę dzielnie do końca o magiczne literki d-s-t w indeksie. Profesor miesza mnie z błotem, udowadnia, że gówno umiem, "proszę nie zbaczać z tematu, albo wyjść z sali", nie ma słowa "przykłady" - to dla prostaków, są "egzemplifikacje"! Wychodzę wymaglowana z sali, po czym wymiotuję.
Nie wiem, czy z nerwów, czy z obrzydzenia.




niedziela, 27 stycznia 2013

Oszukać przeznaczenie

Najszczęśliwsza czuję się na blogach kulinarnych z przepisami na pierniczki.
Na blogach D-I-Y, z rustykalnym wystrojem, home-home-sweet home. Wśród pierdółek, ciasteczek, książek, kubków z herbatą.

Nijak ma się to do "akademickiej lwicy", za jaką ostatnimi czasy się mnie uważa. Jedyna piątka z egzaminu, jedyne zaliczone kolokwium, jedyna propozycja promotora... Wcale mnie to nie cieszy.
Podobno chora ambicja niszczy.
Nie wiem, czy to ambicja.
To kłamstwo.

Czuję się wymaglowana, czuję się jak widmo człowieka. Sama sobie stwarzam pozory: a to dużo owoców, a to zaczęłam jeść rybę (!!!), gorąca czekolada, witaminki, drzemki. Sama siebie oszukuję.

Przed egzaminem, na który NIC nie umiem, fascynuje mnie wszystko. Śmieszne koty, gadające żyrafy, jak zrobić naszyjnik z gumek recepturek, czy wytatuować coś na karku, czy na dłoni, historia Japonii, ulice Petersburga, laureaci Nike sprzed X lat, co by upiec dla babci, jak już w końcu po miesiącu przyjadę do domu.
Śmieszne, że współlokatorki mające 400km do rodzinnej miejscowości wracają co weekend...

Robię wszystko, byle się nie uczyć. Byle nie żyć.
Żyję kolorowymi, pięknie wykadrowanymi zdjęciami z tumblr'a: kominkami nie dającymi ciepła, brownies bez smaku, śniegiem, który nie jest ani zimny ani ciepły. Codzienna porcja kolorowych, pięknych, odrealnionych obrazków, które dają mi namiastkę kolorowego, pięknego życia.
Pozory piękna... Takie sztuczne.
Jak daleko stąd do autodestrukcji?

Codzienna dawka tumblr'owego piękna - codzienna dawka kłamstwa.


Takie tam przypadkowe fziu-bziu obrazeczki...
Internety, internety... .
To nie życie. To bajka. Bajka, po prostu bajka.


sobota, 19 stycznia 2013

Sweet emotions

Sesja ante portas!
Czas wyjść z dołka, podeptać depresję i zacząć walczyć.

Emocje wyrażają się kolorami zakreślaczy.
Że miałam czas i ochotę na podgrzanie mleka do płatków.
Że miałam siłę na policzenie drobniaków dla pana od ksera.
Że oddzwoniłam na te wszystkie nieodebrane.
Że piszę do ludzi i używam emotikonek.
Tak, jeszcze używam emotikonek.
Emocje dnia dzisiejszego.




niedziela, 13 stycznia 2013

More than insane

Przeciętny uczeń liceum ma tyle samo lęków, co przeciętny pacjent psychiatryka na początku lat 50. XX wieku - taką informację znalazłam w sieci.

Co prawda, Józef Piłsudski mawiał "Nie wierz we wszystko, co przeczytasz w internecie", ale tę informację kupuję od razu.

Zastanawia mnie jeszcze, ile lęków ma nieprzeciętny licealista. Albo nieprzeciętny student.

Ach, te statystyki... Są takie... przeciętne.


piątek, 4 stycznia 2013

Jeremiah Morelli na pustkę 2013

Już 2013. 
Ani nie podsumowałam 2012 (wcale, nawet w głowie), ani nie mam postanowień noworocznych (pff, żeby się spełniały!), ani w ogóle nic. Żadnego rankingu książek, płyt, filmów, postaci, przyjaciół, uśmiechów, imprez, rozczarowań, nieprzespanych nocy, gryzących swetrów, przypalonych naleśników ani żadnych innych śmiesznych rzeczy.

Pustkę wypełniam szczecińskimi wspomnieniami, filmem Across the Universe (polecam, przyjemnie posłuchać Beatelsów w bardziej współczesnych aranżacjach), w między czasie słucham to Metalliki, to KISS, to znowu AC/DC, bo skoro ja nie mam energii, to niech chociaż muzyka ją w sobie ma; przeglądam ilustracje Jeremiaha Morelli. 
Jakie to ładne, takie z innego świata, w sam raz na dziś.


I moja ulubiona:

strona autora: KLIK