środa, 29 czerwca 2011

Fabian Perez

Odkrycie dnia.
Przystojny. Południowa krew. Latynoskie spojrzenie.
I te obrazy.
Zachwyciły mnie.
Najzwyczajniej w świecie.
Czy jest w nich coś wyjątkowego? Nie mnie to oceniać, co dla jednego jest banalne i przewidywalne, dla innego może być wyszukaną sztuką. Zachwyciła mnie tematyka: flamenco, gitara, tango, piękne kobiety, noc, maska, wachlarz, parasolka, gejsza. Delikatna koronkowa biel sukienki o poranku i ciężki purpurowy atłas wieczorem. Porywający południowy temperament i orientalna niezwykłość Wschodu. Nie wiem, czy to jest wyjątkowe, dla mnie jednak szczególne. Bohaterką obrazów Pereza mogłabym być codziennie. Każdego jednego.




Ależ pozarzucałam obrazami. Ciężko było mi wybrać te, a co dopiero mniej.
Z Perezem spotkałam się już, nieświadomie. Nawet jego obraz pojawił się na tym blogu.

Jestem spragniona zdjęć. Zdjęć w stylu tych obrazów. Bardzo.

sobota, 25 czerwca 2011

Noc Kupały Day

W sumie to chciałam o tym napisać we wtorek, kiedy było to wydarzenie bieżące, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się. Jednak wciąż chodzi mi to po głowie. We wtorek rano, kiedy jechałam do pracy, w autobusie kierowca słuchał albo Radia Opole/Wrocław albo czegoś w tym stylu. Nieważne. W każdym razie słuchał sam sobie, bo pasażerowie musieliby niesamowicie wytężyć słuch, żeby usłyszeć coś z audycji. Większość albo spała albo obgadywała niesamowicie ważny dla ludzkości problem, więc ledwo zrozumiałam, że audycja jest wywiadem z profesorem historii/kulturoznawstwa/etnografii/czegoś podobnego. Na temat Nocy Kupały. Skąd się wziął ten obrzęd, jak przebiegały przygotowania i obchody, co nieco o szukaniu kwiatu paproci i wiankach, o różnych zwyczajach w różnych regionach. Interesujące, warto mieć świadomość tego, że taki dzień w ogóle istnieje, o czym niewielu wie, o dawnych zwyczajach też warto czegoś się dowiedzieć. Zawsze to ciekawszy wywiad niż notatka na wikipedii. Kolejne pytania dotyczyły tego, jak współcześnie obchodzi się tę wyjątkową noc. Jakieś spotkania nad wodą z puszczaniem wianków, ogniska, koncerty. Okej. I ostatnie pytanie. To pamiętam dokładnie.
- Czy sądzi pan, że Noc Kupały można skomercjalizować, uczynić z niej święto podobne do walentynek? Bo Noc Kupały można nazwać słowiańskim odpowiednikiem tegoż amerykańskiego święta.
Bulwersujące.
Ale jeszcze lepsza była odpowiedź.
- Oczywiście. (i tutaj tłumaczenie, że każdy podmiot można uczynić przedmiotem komercji)
Na walentynki patrzę z dystansem. Komercja, niezaprzeczalnie. Jak ktoś lubi - ok, jeżeli ktoś nie lubi - też fajnie. Ale Noc Kupały? Czy ktoś to sobie wyobraża? Około 10 lutego wszystkie wystawy straszą serduszkami i chińskimi pluszakami z napisem "I LOVE YOU". A około 20 czerwca? Wianki? Kwiaty paproci? Zbiory legend? Figurki Kupały?
Czym stałaby się ta noc? 
Jak dla mnie teraz Noc Kupały ma w sobie magię. Coś ludowego, tajemniczego, niezwykłego. Nieodkrytego. Pierwotnego. Coś z legendy, coś z baśni, coś z babcinej historii.
I niech tak pozostanie.

Całe to sztuczne nagłaśnianie sprawy ma jeden wielki plus - zawsze jakiś pasażer autobusu słysząc taką audycję przypomni sobie, że faktycznie, w słowiańskim folklorze mamy takie święto.

Za Żywiołakiem nie przepadam, zbyt dziwna muzyka jak na moje skromne gusta, ale trudno o utwór bardziej na temat niż ten.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Codzienności smak

Widzę w swoim codziennym pożyciu coraz więcej anomalii. Nie działa mi scrobbling na last.fm, ale nie chce mi się od nowa go instalować. Nie chce mi się czytać ponad 50 maili, nawet nie wiem, czy wszystkie są spamem i reklamami, nie chce mi się ich usuwać, choć mam świadomość, że będzie tego jeszcze więcej. Od czwartku nie włączałam komputera i nie brakowało mi facebooka (!). Nie pamiętam, kiedy ostatnio odwiedzałam nk. Wiem, która koleżanka obchodzi dzisiaj urodziny, ale nie mam ochoty wysłać chociażby sms-a. Przestałam się udzielac na forach, których byłam stałą bywalczynią. Nie chce mi się, nie mam czasu.
Poświęcam za to dziennie pół godziny na przygotowanie latte macchiato z amaretto, piję wino do obiadu, wieczorami częstuję mamę i ciotkę drinkami (siebie oczywiście też częstuję). Robię koktajle, piekę ciasta (tort poziomkowy - niebo w gębie!), smażę konfitury.
Wróciłam znowu do traktowania pudełeczek, wazoników, buteleczek papier-mâché, robię zakładki do książek, puzderka, pierdółki.
Nie wierzę, że to ja.


Patrzę w lustro i widzę kogoś. Nie wiem, kim jest ta dziewczyna. Co robi w moim domu, skąd się tu wzięła? Czy kiedyś znowu będzie mną, czy już zawsze będziemy spały po oddzielnych stronach?  Czy kiedyś się dowiem, kiedy umarły moje sny? Czy wrócę do rzeczywistości, a może właśnie wróciłam? Może to właśnie jest rzeczywistość.
Boże, jakże się boję.
Że kiedyś faktycznie tak może wyglądać moje życie. Że kawa z pianką podana w wysokiej szklance stanie się kwintesencją relaksu po pracy.

czwartek, 16 czerwca 2011

Abakan

Będę zapewne zawsze porzucała jedne techniki i materiały na rzecz drugich, nie porzucając jednak wątku wypowiedzi. Najciekawiej jest posługiwać się techniką, której się jeszcze nie zna, i budować formy, których się nie zna.

Dziwny wytwór. Nie jest to rzeźba, choć wygląda podobnie. Wykonany z tkaniny, choć ciężko to dostrzec. Tkanina kojarzy się z płaszczyzną, a nie z przestrzenią. Tkanina kojarzy się z firankami, z obrusem, z płaszczem, z pościelą, z sukienką, z batikiem, z chustą, z lnem, z bawełną. Kto by zestawiał tkaninę z brązem, sznurem, drewnem, kamieniem, sizalem, końskim włosiem....? Magdalena Abakanowicz zestawiła. Powstało coś, ni tkanina, ni to rzeźba, jakaś taka instalacja.
Przyniosło sławę i wiele nagród.
I niejedna krawcowa wyrywa sobie włosy z głowy, kiedy to widzi.
Cóż, sztuka.




Fab-dok

Miałam więcej czasu, więc może by tak obejrzeć jakiś film? Nie miałam akurat niczego odłożonego, więc sprawdziłam tele-gazetę. Na pierwszy ogień poszedł TVN, bo tam najczęściej emitują kinowe hity.
12:40 Sąd Rodzinny - serial fabularno - dokumentalny
13:40 W-11 Wydział śledczy - serial fabularno - dokumentalny
14:20 Detektywi - serial fabularno-  dokumentalny
16:55 Sędzia Anna Maria Wesołowska - serial fabularno - dokumentalny
18:25 Detektywi - serial fabularno - dokumentalny
Po co aż tyle? Ano po to, bo ludzie oglądają. Bo ludzie lubią.
Lubią, kiedy nagle, w ostatnich 15 minutach odzywa się ktoś z publiczności, ktoś wbiega na salę, komuś wypada tajemniczy liścik, dzwoni ważny telefon, ktoś ujawnia niezwykłe nagranie.
A potem reklama i już wiadomo, że to wcale nie ten, którego od początku posądzaliśmy. Taki tani kryminał. Kupiony w kiosku, dołączony do gazety za 7,99 pierwszy numer.
Lubimy, oglądamy, a TVN (plus inne stacje oczywiście) wciąż nas tym karmią. Takie paluszki - bez wyraźnego smaku, bez wartości odżywczych, ale skoro są na stole to sobie pogryzamy.
Mniam, mniam.
Otwórz no następną paczkę.

Jutro pooglądam film. V for Vendetta. Lubię.
Tylko muszę kupić paluszki.

wtorek, 14 czerwca 2011

Desert Rose

Jak to jest, że typowy "człowiek po przejściach", starszy od ciebie o 13 lat zaprasza cię na piwo, a ty w końcu ulegasz, mimo, że jesteś w pracy, siedzicie w półmroku w zadymionym lokalu i zwierzacie się sobie z najskrytszych sekretów? On poleca ci książki, które wielokrotnie przeczytał, i zdradza, że uwielbia Stinga i Jeana-Michel Jarre'a. Aż w końcu: "Jest taki utwór. Wydany gdzieś 12 lat temu... Desert Rose. Idealny do kochania się. Z byłą żoną uprawialiśmy seks przez 3 godziny przy tej samej piosence. Zawsze mam miłe wspomnienia,  kiedy słyszę tą nutę."
I wracasz do domu, sprawdzasz... Faktycznie, jest taki. Płyta Brand New Day. 99 rok.
Słuchasz.

Poezja dźwięku...
Zmysłowe, spokojne, kołyszące.
Piękne.
Egzotyczne, ale takie bliskie sercu...
I zastanawiasz się, jak to się dzieje, że ten facet od piwa naprowadził cię na ten dźwięk. Ktoś, o kim przed tą rozmową powiedziałabyś, że nie ma pojęcia o muzyce. A na pewno nie o dobrej muzyce.
Ktoś, kto skłania cię do zainteresowania się rai i layali.
Ktoś, z kim chętnie znowu pójdziesz na piwo do tego śmierdzącego baru. Bo nigdy nie wiadomo, w rytm jakiego utworu zbiera poziomki.
Dla ciebie.




I dream of rain
I dream of gardens in the desert sand
I wake in vain
I dream of love as time runs through my hand

I dream of rain
I lift my gaze to empty skies above
I close my eyes, this rare perfume
Is the sweetest intoxication of her love

czwartek, 9 czerwca 2011

Facebook = Twarzoksiążka

Z okazji Tygodnia Książki Holenderskiej wydano "Geschreven Portretten" - autobiografie słynnych Holendrów w dość nietypowej formie... Bo niby to książka, ale jaka! Format skrojony na kształt portretu en face autora. Ideą tych publikacji było "aby czytając książkę można mieć wrażanie, że czyta się myśli z głowy artysty". W ten niezwykły sposób wydane zostały autobiografie czterech znanych person: Anne Frank, Kader Abdollah, Louis van Gall i Vincent van Gogh. Nie można odmówić atrakcyjności takiej książce, na pewno jest bardzo ozdobna, jednak nie wyobrażam sobie jej w bibliotece, non stop wypożyczanej, podawanej z rąk do rąk... No i kwestia: czy to bardziej lektura czy bardziej gadżet?











Welcome in reality

Niech się pani ciepło ubierze, bo dzisiaj wieje, a jak panią przeziębi, to dzieci nie będzie miała.
Ale jędrne cycuszki, na starość to tylko takich pomacać mi trzeba.
Co ta poziomka taka droga?
To ty jesteś z Dawidem? I mi nie powiedziałaś?
Mam 30 lat, wziąłem ślub, bo wpadliśmy z moją byłą, jesteśmy po rozwodzie, mam za sobą 3 lata w więzieniu.
A pani to ma głos jak aniołek! A piersi to pozazdrościć tylko! 
Musisz zaczekać 40 minut.
Nie grałaś z metronomem, nie oszukuj mnie.
Beznadzieja.
Gorączka, 39 stopni.
Mam ochotę na seks.
Ale nie, po tej ostatniej spowiedzi nie wypada...
Nażreć się truskawki. I czereśni.
Dziewczyno, ciesz się, że masz małe cycki! Przynajmniej cię durni podrywacze po czterdziestce nie zaczepiają.
Śmierdzi piwem.
Piwo.
Mru, ale ciacho. Z takim to tylko do łóżka.
Do kina? Przecież w necie już można ściągnąć!
Nie żartuj, chyba nie pójdziesz do filharmonii?!
Co mi się w monitor gapisz?
Ale bym się z kimś pieściła. No ale nie z tym starym dziadem, który gapił mi się w cycki.

Pomyślmy. Jak masz doła,deprecha i chandra, to co, słuchasz muzyki relaksacyjnej? Uprawiasz tai-chi?
Nie. Wpierdzielasz czekoladę. Pijesz wódeczkę. Patrzysz, z kim by tu spędzić noc.

Człowiek? A kto to jest człowiek?
Nie znam ani jednego. Znam tylko worki mięsa.
Daj mi żarcia, przynieś alkohol. I kawę, bom nie wyspana. Masz prezerwatywy? Czekaj, nie wyłączej no laptopa, muszę coś napisać na blogu. No, taki trochę o sztuce, o kulturze. Nie, wcale nie jestem nieprzeciętna, przestań, tylko tak udaję. Wiesz, kreacja.
Co? Nie jestem fałszywa, sam jesteś. Wszyscy są. A spadaj, nie filozofuj.
Kurde, 29 maili. Nie chce mi się ich nawet usuwać. Ale dawaj, zagramy w tą grę na facebooku?

Czy rzygam światem?
Nie...
To świat rzyga. A ja pokornie zjadam wymiociny.
Feeria kolorów.

wtorek, 7 czerwca 2011

Mark Ryden

Kocham, kocham. Jego dzieła są takie, jak moje życie: cukierkowa, dziecięca niewinność ułożona z krwistych flaków i mielonki garmażeryjnej. Nostalgiczne, zamyślone twarze. Cykl obrazów, nudnych i przewidywalnych, a jednak intrygujących. Igranie z kiczem, balansowanie na cienkiej niteczce oddzielającej sztukę niską od wysokiej.

De facto, Ryden ma na koncie mnóstwo innych obrazów i rysunków, można zobaczyć w galerii na jego stronie. Plus eseje. Dziennikarzy przyjmuje obrany w czarny płaszcz. I w masce.
Takie tam.

niedziela, 5 czerwca 2011

Lednica past

Tak. Przeżycia duchowe. Bliskość Chrystusa. Obecność przyjaciół. Tak. Wszystko tak. Zgadzam się.

Ale.... Coś mi tu nie gra.
Przynajmniej nie w tym roku.

Wróciłam. Moja druga pielgrzymka. Rok temu byłam zachwycona, a teraz...?
Chyba jednak źle się czuję na tego typu spotkaniach. Wolę zamknąć się w izbie, zapalić świecę i podnieść wzrok ku niebu. A może atmosfera w pewien sposób mnie zniesmaczyła...
Te wszystkie dziewczyny w szortach,które nie zasłaniają majek, w stanikach, leżące plackiem na karimacie i opalające się. Ok, jestem zazdrosna, bo swoim ciastowatym ciałem nie leżałabym roznegliżowana przy 80 tysiącach ludzi, z czego 1500 to księża. Ale zastanówmy się: czy naprawdę trzeba wstawać w nocy, jechać połowę Polski, żeby się OPALAĆ? Dobra, nienawidzę opalenizny, to fakt, ale i tak uważam, że OPALAĆ się można w ogródku za domem, a skoro koniecznie trzeba gdzieś jechać, to może na plażę? I prędzej zrozumiem, o co chodzi w funkcji trygonometrycznej, niż to, po co jechać na spotkanie modlitewne w stroju kąpielowym, żeby się OPALAĆ. Nie wiem, może pielgrzymki są teraz trendy.
Po drugie, jak mam słuchać kazania, mowy, przemówienia, wykładu, czegokolwiek, co było tam głoszone, skoro wszystkie laseczki obok gadają do siebie różnymi śmiesznymi zdaniami w stylu "Dżizaz Krajst, ale mnie zjarało!" (Ok, przynajmniej jakieś chrześcijańskie nawiązanie).
Tercjo, ojciec Góra i cała ekipa robi wszystko, by atrakcyjnie zorganizować spotkanie. Bardzo doceniam. Rozumiem, że chciano nadrobić opóźnienie, ale księża mogliby przyjść z odpowiednią ilością hostii. Można podejść do namiotu - chciałam, ale jak widziałam tłumy, które tam ruszyły, to się poddałam.
No i Rybka. W tym roku nie chciałam przejść. Wiem, że ważny symbol. Ale duszenie się przez godzinę w ciżbie, która niesie bezwładnego człowieka - nie, dzięki.
I w końcu - jak można doznać głębokich przeżyć duchowych, skoro fizycznie jesteś wrakiem z bolącą głową, ściskającym brzuchem, czerwoną, piekącą skórą i niedoborem snu w ilości godzin 20?

Możliwe, że zmienię zdanie, ale póki co myślę, że za rok zamiast na Lednicę, pojadę na rekolekcje ignacjańskie.

piątek, 3 czerwca 2011

Masa-sa-sa-sa

Masa wstała rano, zaparzyła kawę kupioną w Tesco, posłuchała wiadomości radiowej Jedynki. Masa założyła dżinsy kupione za 49,99 na promocji i sweterek z targu. Masa owinęła kanapkę w folię aluminiową i poszła na przystanek. Masa szukała drobniaków na bilet, ale musiała rozmienić dychę. Masa chciała pospać w autobusie, bo wcale się nie wyspała, ale w końcu zaczęła ploteczkować z masą w siedzeniu obok. Masa poszła do pracy. Szef nakrzyczał na masę, bo znowu się spóźniła. Masa zdenerwowała się i kupiła batona 3Bit w butiku. Masa miała nawał pracy, nie dawała sobie rady, szef dalej się czepiał, a jakieś dokumenty się zgubiły. Masa wzięła 2 tabletki Persen na uspokojenie i popiła kawą. Masa spojrzała na zegarek i nie mogła się doczekać piętnastej trzydzieści. Masa wyszła z pracy i udała się jeszcze na zakupy do supermarketu. Masa przypomniała sobie, że dzisiaj w tym ekskluzywnym lumpeksie będzie wszystko po 3 złote, wiec zmieniła kierunek. Masa niezbyt lubiła te sprowadzane masowo z Zachodu ciuchy, ale second handy stały się bardzo modne. Masa dostała jakąś ulotkę od chłopca na Rynku. Masa zmięła kartonik i wrzuciła do kosza. Masa nie miała ochoty brać udziału w jakiejś tam głupiej konferencji w bibliotece. Masa podeszła do bankomatu - "Kurde, znowu debet". Masa chciała się skusić na truskawki od przekupki przy dworcu, ale za drogo. Masa zaczeka, aż będzie taniej. Masa czekała na autobus - "Cholera, spóźnia się". Masa była głodna. Masa kupiła rogalik w budce z pieczywem. Masa wsiadła w autobus. Masa się zmęczyła i w autobusie cuchnęło potem. Masa pomyślała, że inni są obleśni i niehigieniczni. Masa wróciła do domu i zauważyła, że też się spociła, ale nie zdjęła koszulki, przecież już nie warto, zaraz siedemnasta. Masa włożyła klopsiki do mikrofalówki, a w międzyczasie włączyła telewizor. Masa lubiła kolumbijskie seriale, ale TVN zmienił ramówkę i teraz nadaje jakiś program kryminalny. Nieważne, masa też to obejrzy. Masa zjadła klopsiki, ale nie była syta, więc otwarła jeszcze paczkę krakersów - "Ha, ale fuks, 2 w cenie 1! Dobre promocje w tym Realu, muszę częściej tam jechać!". Masa przesunęła poduszkę i znalazła wczorajszą gazetę. Masa zawsze zaczyna od czytania horoskopu. Masa lubiła też krzyżówki, ale ta była za trudna - " Miasto w Kanadzie na 8 liter?". Masa przewróciła jeszcze parę stron, pisali coś o zatrutych owocach, jakieś powodzie, coś o polityce.... Bla bla. Masa wolała obejrzeć Dziennik. Masa przegapiła Dziennik, więc zaczekała na Panoramę o 22. Masa przełączyła program i na Polsacie leciał ten fajny serial o Miami.  Masa zapomniała o Panoramie, była już 23.30. Masa poszła do łazienki. Zabrakło pasty, szkoda, nie umyje dzisiaj zębów; trzeba kupić jutro, musi zapisać na karteczce. Masa poszła spać nie dowiedziawszy się, o co chodzi z tymi owocami. Masa nastawiła budzik na 5:40. Aha, jeszcze ta pasta, dobra, nie zapomni, jutro kupi, jeszcze przed pracą. Masa zasnęła. Masa śniła, że zaspała do pracy i przerażona się ocknęła. 5:39. Masa spojrzała na komórkę.
Przecież dziś sobota....

Proszę zastąpić słowo "MASA" swoim imieniem.

I mogę pisać traktaty filozoficzne, mogę przefiltrować światło księżycowe, mogę snuć refleksje, mogę udawać nadczłowieka, mogę pić kawę z kubańskiego butiku zamiast tej z Tesco, mogę jeździć Bentleyem, a nie emzetką, mogę zamawiać ciuchy u Diora, mogę wyrzucić z domu ten cały mass mediowy szajs, mogę (...). No, mogłabym.
Ale i tak zawsze będę częścią tej wstrętnej, obleśniej masy.
Fu.