środa, 30 listopada 2011

Wróżby z wosku, wosk z wróżeb

Będzie pani przeklinać, że trafiła na polonistykę. Co to za polonistyka, kiedy nikt nie zna tego wiersza? Mądre panie też nie? Toż to gimnazjalizacja! Państwo nie potraficie korzystać z książek. Książka to ósmy cud świata. Ta książka ma swoją historię... Dziewczynki - harcerki po wojnie ze wzruszeniem zszywały okładki...

Wróżę sobie, że chcę zaliczyć jakoś te wszystkie przedmioty, te śmieszne, te nudne, te dziwne i te przerażające. Wróżę sobie, że chcę wyjechać, ale wrócić za jakiś czas. Wróżę sobie, że mogę mieć wszystko, co zechcę. Oprócz dwóch rzeczy.
Pierwsza z nich to satysfakcja.

Płaszcz, kozaki - oficerki, gruby szal, najlepiej kilka, duża torba - lista zakupów na jutro. Jeszcze wełniane swetry i duże golfy, jakaś dzianinowa sukienka też by mogła być i jeszcze spódnica z wysokim stanem - ale tego poszukam w jakimś sh. Życzę sobie, żeby udało mi się to kupić.

Wróżę sobie, wróżę...


Ta muzyka ma w sobie coś poruszającego zmysły.
Sarah McLachlan niezastąpiona, ale głos Shelley Harland też miesza mi w głowie.


niedziela, 27 listopada 2011

Brian Dettmer

Szukam, żeby nie marudzić. Szukam szukam szukam. Telefon. Papieros. Samochód. Rozmowy w samochodzie. Muzyka. Jeszcze chwilka. Ziewa, muszę iść. Jeszcze chwilka. Seks - dobry temat. Dwie chwilki. Dziesięć chwilek. Dobra, idę. Jutro kolokwium. Wracam. Szukam. Szukam szukam szukam szukam. Ble ble ble, fajne, o, niezłe, syf, syf, syf. O. Mam.
Znalazłam coś godnego uwagi. Ciekawego. Więcej na stronie artysty: http://briandettmer.com/, tutaj kilka dla przedsmaku:

Taka książko-sztuka. "Książka jest ósmym cudem świata" - mawia profesor z poetyki. Taka sztuka to trochę profanacja tego cudu. Monie Lizie domalowano wąsy, to i książkę przekabacono na stronę bardziej współczesną.

Nothing fixes a thing so intensely in the memory as the wish to forget it.

Tego się obawiałam. Że mój blog zejdzie na psy (o ile kiedykolwiek trzymał jakikolwiek poziom) z powodu moich egzaltacji, samopoczucia, położenia i ogólnego stanu rzeczy.

Zasłyszałam dzisiaj w radio jakiś hit, mniej więcej z lat 80', to chyba była grupa Smokie. No pewnie! Smokie i szlagier "Living next door to Alice". Właśnie wbiłam w Google. Rok 1976. Nuciłam sobie pod nosem znany refren, wkrótce tata zaczął mi wtórować i  skomentował: Córciu, jaki to był kiedyś przebój... To taka stara piosenka, ma z dobre 20 lat.
- Tato. Na bank starsza. 20 lat temu to mama była ze mną w ciąży.
- Niemożliwe.
-...
- Rzeczywiście. Dziecko, jaka ty jesteś dorosła, niedługo będziesz starą panną. Chociaż teraz nazywa się to "singielka".

No tak. Kiedyś myślałam, że jestem dorosła. Odpowiedzialna. Dojrzała. Że mam swoje cele. Że wiem, do czego zmierzam. Może tak było.
Teraz, a może ostatnimi czasy, może właśnie dzisiaj szczególnie, czuję się jak zahukana nastolatka. Jak nastolatka, która robi złe rzeczy tylko dlatego, że są złe. Jak nastolatka, która uważa, że nikt jej nie rozumie, że otacza ją banda idiotów, pustych dziuń i ludzi bez zainteresowań. Jak nastolatka żyjąca infantylnymi hasłami z internetu, widząca życiową filozofię w tanich sloganach. Jak nastolatka chcąca zrobić sobie krzywdę, ale niemająca na to odwagi. Weltschmerzen i mizantropia.
Zawsze miałam skłonności do narzekania. Zawsze miałam skłonności do komplikowania.
Ale myślałam, że ten etap mam już gdzieś daleko za sobą.

Wiem, że to dopiero dwa miesiące studiów. Ale już wiem, że to nie to.
Wiem, że podły nastrój mi minie.
Wiem, że znajdę jeszcze wartościowych ludzi... Nie wiem. Ale mam nadzieję.
Postępuję wbrew sobie. Ale nie wiem, zupełnie nie wiem, co mam robić/myśleć/mówić/czuć, żeby było dobrze.
Przecież nie zrezygnuję ze studiów, bo co ze sobą zrobię? Z drugiej strony, na jakim innym kierunku siebie widzę? "Wszystkie kierunki humanistyczne są bezproduktywne" - no przecież na elektrotechnikę się nie przeniosę. A skoro są bezproduktywne, to po co, kurwa, w ogóle takowe istnieją. Porzygam się, jeżeli znowu usłyszę, że humaniści nie wnoszą niczego dla świata. Porzygam się, jeżeli znowu ktoś mnie zapyta, czy jestem nieszczęśliwie zakochana.
Rzygam tym wszystkim.
Rzygam swoim narzekaniem.
Rzygam swoim systemem i tą całą pseudofilozofią.
Fuck it.

czwartek, 24 listopada 2011

Faerie's arie and death walz

Chciałabym tu napisać konstruktywny komentarz... Ale chyba nie jestem w stanie. Patrzę na te nuty, słucham... Momentami brzmi jak seria pocisków z karabinu maszynowego, jakieś to kosmiczne, futurystyczne, przerażające, ale jednocześnie zabawne. Danse Macabre?

John Stump -  Faerie's arie and death walz




“String Quartet No. 556(b) for Strings In A Minor (Motoring Accident)” :

“Prelude and the Last Hope in C and C Minor" :

niedziela, 20 listopada 2011

Don't cry?

I kolejny przebimbany weekend, kiedy to tyle sobie obiecywałam, a nie zrobiłam niczego produktywnego. Chyba, że uznamy myślenie za czynność. Czy kontemplacja jest robieniem? Czy istnieje etykietka z napisem: zawód - człowiek myślący? Chociaż... Myślenie a przemyślanie to nie to samo. Można przemyśleć, ale nie pomyśleć. Nie snuję planów, a refleksje.  Wciąż się zastanawiam, co z tego wyniknie, o ile wyniknie cokolwiek. Może po prostu pomilczymy, pogadamy o czymś innym, On przerwie, bo będzie musiał zadzwonić do niej, nigdy nie wrócimy do wątku, jakieś sprawy organizacyjne, na którą jutro, aha, ok, tak, tak, no to dzwoń, mam jutro na 8, nie, nie byłam, aha, spoko, trochę ciszej, nie pal w samochodzie, nic mi nie mówił, nie miałam okazji, tak, nie, jutro mnie nie będzie, znowu nie poćwiczyłam, ok, tak, no dzwoń, nie, nie, oczywiście, możesz na mnie liczyć, przecież wiesz, że dla Ciebie wszystko zrobię, ok, spoko, tak, nie wiem, skoro tak uważasz, przepraszam, ok, spoko, to była moja wina, fajna muzyka, ok, spoko, dobra, tak, nie, nie wiem, spoko, nie, chyba nie tak to sobie wyobrażałam, jakoś, no, zimno mi, fajnie by było, lubię Cię w tej koszuli, ok, spoko, spoko, staram się nie używać wulgaryzmów, ale się kurwa nie da, nie, wcale mnie to nie wkurza, troszkę irytuje, daj troszku ciszej z łaski swojej, tak, w niedzielę, zajmę się tym, no dzwoń, nie ma sprawy, szybko dzisiaj, tak, kolędy, nie przeszkadza mi to, tak, do jutra, pa, tak, spoko, dziękuję, to moja wina, dzwoń, spoko, tak, tak, tak, nie, nie nie, no, racja, spoko, przepraszam, do jutra, pa, jak coś to dzwoń, pa, KOCHAM CIĘ.
"Oj tam oj tam" - jako uniwersalny tekst podsumowujący.





sobota, 12 listopada 2011

Make it rain


Cygaro i whiskey, wieczór i deszcz. I dym, dużo dymu, myśli zadymione, myśli przydymione.

Nie mam.
Ale mam poezję Świetlickiego w jesienny wieczór. I mam Toma Waitsa - odkrycie sezonu, jak mogłam kiedyś uważać, że to nie jest muzyka dla mnie?! Ależ to jest idealnie dla mnie!
Nie mam whiskey. Nie pogardziłabym winem, ale też nie mam. Jeszcze chętniej spojrzałabym na wino wypite z KIMŚ, ale też nie mam.
Cygara też nie mam. Ani cygaretki. Zadowalam się papierosem.
Trochę za mało dymu, ale myśli zadymione, myśli przydymione, myśli tlące są.
Dekadencji mi się, kurwa, zachciało.


Coś dawno nie oglądałam "Casablanki", "Coffee&Cigarettes" jeszcze nie ściągnięte. Zadowolę się "O Północy w Paryżu".
Zadowalam się namiastkami. Zadowalam się byle czym.
Ale co tam.
Wiersz Czechowicza mi się przypomniał:


że pod kwiatami nie ma dna
to wiemy wiemy
gdy spłynie zórz ogniowa kra
wszyscy uśniemy
będzie się toczył wielki grom
z niebiańskich lewad
na młodość pól na cichy dom
w mosiężnych gniewach
świat nieistnienia skryje nas
wodnistą chustą
zamilknie czas potłucze czas
owale luster

Póki się sączy trwania mus
przez godzin upływ
niech się nie stanie by ból rósł
wiążąc nas w supły
chcemy śpiewania gwiazd i raf
lasów pachnących bukiem
świergotu rybitw tnących staw
i dzwonów co jak bukiet
chcemy światłości muzyk twych
dźwięków topieli

jeść da nam takt pić da nam rytm
i da się uweselić

którego wzywam tak rzadko Panie bolesny
skryty w firmamentu konchach
nim przyjdzie noc ostatnia
od żywota pustego bez muzyki bez pieśni
chroń nas. 


To jest to. Z pustką i bylejakością nie ma co walczyć.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Na zakręcie

Podejrzewam, że w najbliższym czasie nie pojawi się tutaj ani nic wartościowego, ani nic ciekawego, ani nic sensownego (o ile kiedykolwiek się pojawiało).

Nie wiem, co jest za zakrętem. Niech jest co chce, ważne, żeby było cokolwiek. Boję się, że wypadnę z zakrętu. Że nie wyczuję, kiedy przyhamować, a kiedy docisnąć gaz. Albo przezornie zaciągnę ręczny i spartaczę wszystko jeszcze bardziej.

Za zakrętem może czeka 
Droga nowa i daleka
A choć dziś ją omijamy
Jutro tuż za progiem bramy
Może ścieżka nas uwiedzie
Która wprost na księżyc wiedzie


Bo przeszłość
Jest to dziś
Tylko
Cokolwiek dalej


Pomijając wersyfikację i interpunkcję  - chyba tak to brzmiało.


Słucham:


Otmuchów past

Jak zaczniesz chodzić na chór, to dopiero poznasz, co to jest życie studenckie - mówili. Rację mieli.
Weekendowe warsztaty chóralne na zamku w Otmuchowie. Bilans:
- czasem wydaje mi się, że śpiewam, tak jak być powinno
- w chórze śpiewają nieprzeciętne osoby
- w chórze wszyscy wszystkich akceptują
- butelki i puszki nie zmieściły się w koszu
- pierwsza studencka impreza
- program artystyczny spłodzony pod jednym kocem, wena wspomagana białym winem
- potrafię grzecznie poprosić o papierosa
- nas Słowian łączy pociąg do dobrej zabawy przy niekoniecznie dobrym alkoholu
- zdobyłam się na wyznanie tłumionego od lat uczucia.
(!!!!)
Nie wiem, co się dzieje. Nie wiem, jak do tego doszło.
Nie wiem.
Piątku, nadchodź, czekam.

Nadal nie wierzę, że to zrobiłam.