piątek, 28 czerwca 2013

W samochodzie z wykładowcą

Lubię jeździć samochodem z nauczycielami, choć odkąd jestem na studiach zdarzyło mi się to pierwszy raz. Nagle okazuje się, że słucha na głos Lady Gagi (a nawet coś tam podśpiewuje!) i krzyczy "KURWA!!!", kiedy chce wyprzedzać, a z naprzeciwka nadjeżdża samochód.
Wykładowcy też są ludźmi, też przypalają kotlety i idą spać bez kolacji, bo już im się nie chce.

Znaczy nie wszyscy.

Odnoszę wrażenie, że niektórzy tak bardzo żyją w swoim świecie fikcji fikcjonalnej, że nie jedzą kotletów ani nie chodzą spać. Niektórych nie wyobrażam sobie w dżinsach albo w piżamie (!) zamiast garnituru i wypastowanych butów. Czy oni myją okna i zmywają naczynia? Czy pod bezduszną maską skrywa się człowiek?

Chcę wierzyć, że tak jest. Że prowadząc samochód też klną pod nosem i wystukują rytm lewą stopą.

~~~~

Przez dwie noce z rzędu śniła mi się wojna. Straszna, najgorsza.
Według sennika to zapowiedź kłopotów i wielkiego zdenerwowania.
Za dobrze mi było?




poniedziałek, 24 czerwca 2013

Jedzenie à la jedzenie

Polecam obejrzeć filmik:



Mnie uderza coś jeszcze.
Dania à la risotto, à la kebab, à la gołąbki, à la panna cotta, à la gyros... Wino à la wino!
Wszystko chcemy nazywać. Najlepiej nazwami wielkimi, wspaniałymi, być może zastrzeżonymi.
 Bo na pewno lepiej smakuje deser à la tiramisu od wodnistych lodów z posypką o smaku tiramisu. Lepiej smakują à la gołąbki, niż "nie chciało mi się sparzyć kapusty i owijać...".
Moja mama powiedziałaby "Nieważne, czy to są gołąbki, czy nie, ważne, że smakuje!".
A ja zastanawiam się, czy jedząc à la napoleonkę, nosząc à la bluzkę z à la bawełny, słuchając muzyki à la romantycznej, z à la radia, siedząc w à la fotelu, popijając à la kakao z à la kubka à la czerwonego... Czy nasze życie nie staje się życiem à la życie?


A w swojej kuchni preferuję potrawy à la moi.

niedziela, 23 czerwca 2013

Wariacje (z) truskawką

Z dzieciństwa pamiętam smak truskawek zasypanych cukrem, jedzonych z mlekiem jak owocowa zupa. Teraz nie chcę ich już dosładzać, postawiłam więc sobie zadanie: wydobyć smak truskawki bez cukru. Zebrałam dwie miski owoców i garściami miksowałam. Najpierw smoothie z bananem, potem same truskawki z łyżką miodu (akurat najmniej mi podeszło), z jogurtem, z miętą, a w końcu ze schłodzonym szampanem i płatkami migdałowymi (rzekomo afrodyzjak). Wszystkie pyszne! Porcja wypełniała gdzieś 3/4 szklanki. 
Mój faworyt - truskawka z miętą! Schłodzona idealnie orzeźwia. 
Myślę, że dodanie kilku kropel soku z cytryny jeszcze bardziej wydobyłoby kwaskowatość truskawki, co mi bardzo odpowiada. 



Brakowało mi siedzenia na balkonie z książką i szklanką koktajlu. Sesja filologiczna zaliczona. Pozostaje sesja muzyczna. I praktyki. I szukanie pracy za granicą. I granie w kościele. I wizja września, o którym samo myślenie mnie męczy.

Boję się tego, co będzie. Strasznie się boję. Boję się, że nie dam rady. Zawsze jakoś przewalczyłam, mimo braku sił, zbierałam się w sobie, żeby przejść dalej. I o tym mówią mi wszyscy znajomi: "Eee, daj spokój, zawsze wszystko najlepiej zdajesz, tylko tak mówisz i się nakręcasz", "Ty nie dasz rady? Zawsze sobie radzisz, jeszcze innym pomagasz...", "Nie znam drugiej tak ogarniętej osoby, która tyle rzeczy ciągnie na raz i  daje sobie z tym radę"... Czasem zastanawiam się, czy boję się o to, czy podołam, czy boję się, że zawiodę tych wszystkich ludzi, którzy widzą we mnie tak porządną, poukładaną osobę.

Pozostaje mi cieszyć się małymi rzeczami. Truskawką z domowego ogródka i chwilą wytchnienia wieczorem na schodach przed domem. Znajomy pochodzący z Turcji wrzucił na facebooka zdjęcia baklawy. Znalazłam w internecie kilka przepisów. Może się skuszę i wypróbuję. Trzeba sobie osładzać to nędzne życie.

Jutro do truskawek dodam płatki czekoladowe. A może cukier wanilinowy?
Chociaż nie, ma być słodko bez cukru.



środa, 19 czerwca 2013

Katedra w Rouen Moneta

Niesamowite, kiedy na egzaminie na studiach masz pustkę w głowie i nagle przypominasz sobie podręcznik do plastyki z gimnazjum i cykl obrazów przedstawiających katedrę w Rouen w różnych impresjach. Przecież na sąsiedniej stronie była "Huśtawka" Renoira... A na kółku plastycznym oglądaliśmy film o impresjonistach... Monet i Manet, problematyczny Degas... A potem "Noc gwiaździsta" van Gotha, postimpresjonizm... I ten obraz z kawiarnią w nocy... Taaak, to wszystko było...

Potwierdza się moja teoria, że nauka już się skończyła. Teraz jest poszerzanie horyzontów i odkrywanie na nowo. Uczenie się zastosowania tego, co wpojono nam 10 lat temu.
Zmieniają się cele, ale środki pozostają. Może się powiększają, poszerzają, zmieniają priorytety.
Może dlatego mam problemy z harmonią, bo nie zaczęłam szkoły muzycznej mając 7 lat. Może dlatego nie powinno się zaprzestawać nauczania łaciny i filozofii w szkole. Może dlatego obowiązkowa matematyka wcale nie jest taka zła.

Nie byłam przygotowana na ten egzamin tak, jak inne osoby (które, notabene, nie zdały). Nie znałam dat, o których mówiły na korytarzu, nie potrafiłam tak dokładnie omówić żadnego z zagadnień. Ale coś przeczytałam w internecie, coś zobaczyłam, coś zapamiętałam, o czymś wspominał inny w artykule, przeglądałam książki, czytałam coś-niecoś, a coś wyniosłam z liceum, z gimnazjum, z kółka plastycznego... Kto by pomyślał, że wydukam jakąś odpowiedź.

Zostawiam kilka obrazów z cyklu Moneta, który uratował mi skórę. Może ktoś przejrzy i przypomni sobie w decydującej chwili.
Swoją drogą - niesamowite oko malarza: uchwycić nie sytuację, ale chwilę (o ironio, malując obraz godzinami).


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Problemy młodej, samotnej kobiety

Owoce sezonowe mają to do siebie, że je uwielbiam, cały rok na nie czekam, ale kiedy się najem... nawpieprzam... przesłodzę, nadużyję.... efektem jest odruch wymiotny i awersja. Do następnego sezonu.

Siedzę z misą truskawek z jogurtem. Kupiłam cały kilogram, jako rodzaj nagrody po egzaminie z modernizmu (10x ndst, 4x dst, 1x db i 1x +db), z racji wyduszenia najwyższej oceny - należy mi się! Miły pan chciał mi sprzedać dwa kilogramy w niższej cenie, ale:
- Paaaanie, ja sama mieszkam, kto to zje?
Pierwsze były pyszne, potem takie "jak truskawki", potem za słodkie, za kwaśne, już nie mooogę...
Ale kto to zje?
Siedzę sama w mieszkaniu. Współlokatorkom albo skończyła się sesja, albo przyjadą tylko na obronę. Pójść do sąsiada? Wyrzucić?

Fajnie samemu w mieszkaniu, choć przydałoby się towarzystwo. Zwłaszcza płci męskiej. Bo i resztki by pozjadał i słoiki pootwierał.
Aaaa... mam pająka w łazience. I co z nim zrobić?

Nie, mieszkanie w pojedynkę ma zbyt wiele minusów.
A że truskawki to rzekomo wyborny afrodyzjak... Tym bardziej przydałby się ktoś to wyjedzenia tej michy.


środa, 12 czerwca 2013

Zdania, których nigdy nie usłyszysz...

W najlepsze trwa sezon fanpejdży (fanpejdżów?!) w stylu:

Zdania, których nigdy nie usłyszysz w Krakowie.
Słowa, których nigdy nie wypowiadają warszawiacy.
Zdania, których nigdy nie wypowiadają prawnicy.
Zdania, których nie usłyszysz od studentów informatyki.
Słowa, których nie wypowiesz po alkoholu.

Sezonówka? Jak wszystkie spotted/hejted?

A że sezon truskawkowy trwa, powinnam założyć swoją stronę - zdania, których nie wypowiadam:

Ale jestem wyspana i wypoczęta! Dziewięć godzin snu to naprawdę optymalny czas.
Mam tyle czasu do zajęć! Zdążę pójść po bułki do piekarni, wrócę i zrobię sobie pyszne śniadanko.
Czemu moje zajęcia tak szybko się kończą? Posłuchałabym jeszcze o teorii znaku w językoznawstwie strukturalnym.
Codziennie ćwiczę.
Wieczory mam dla siebie, SPA, serial, winko w towarzystwie... Dzięki temu bezstresowo zasypiam.
Kochanie, gotujesz najlepsze obiady!
Nie wiem, gdzie pojechać na wakacje...
Chętnie posprzątam!
Tak, znam się na komputerach, obsługa BIOS-u to podstawa.
Nadmierne picie kawy szkodzi zdrowiu.
Narzekanie utrudnia i mąci życie, trzeba się cieszyć tym, co mamy ;)
Nie, nie lej mi już wódki, za dużo wypiłam.

Oprócz tych klasyków, znalazłoby się kilka aktualnych:

Jeszcze żadnej sesji nie musiałam przedłużać.
Jestem za wycofaniem sesji poprawkowej we wrześniu.
Wyrycie 6 definicji na pamięć to śmiesznie prosta forma egzaminu :)

 A może założyć fanpejdża "Zdania, których nigdy nie przeczytasz na facebooku"...?
Czy kłamie kłamca, który mówi, że kłamie?


niedziela, 2 czerwca 2013

Podsłuchane

Fragmenty rozmów podsłuchane w autobusie czy supermarkecie bywają inspirujące.

Dziś, wybierając w Lidlu warzywa na sałatkę, oglądałam paczkę rukoli. Odłożyłam, a po tę samą paczuszkę sięgnęła kobieta, wiek ok. 45 lat. Rzuciła do (prawdopodobnie) męża:
- Chcesz to?
- Nie wiem. Ty jesteś ministrem żywienia i finansów.
- Ale ja się pytam, czy będziesz to jadł?
- No nie wiem. Jak mi każesz, to zjem.
- No to będziesz jadł.
Po czym wrzuciła dwa opakowania rukoli do kosza.

Rozbawiła mnie ta sytuacja, ale i dała do myślenia. Żona jako minister żywienia i finansów? Hmm, chyba właśnie tak jest?

sobota, 1 czerwca 2013

Rainy days never say goodbye...

Sto lat mnie tu nie było.
Nie pisałam, nie czytałam, nie wchodziłam, nie przeglądałam.
Sprawdzanie prac licencjackich, pisanie prezentacji maturalnych, udzielanie korepetycji, na dalszym planie swoje obowiązki i nauka, a gdzieś między tym jakaś namiastka życia.

Dalej pada, siedzę sama w pustym mieszkaniu, popijam jakąś lurę "3w1" i wiem, że muszę, ale tak bardzo już nie daję rady, nie mam ochoty, chce mi się spać... Aż trafiłam tutaj.
Ach, te deszczowe dni...


Remember that piano
So delightful unusual
That classic sensation
Sentimental confusion

Used to say
I like Chopin
Love me now and again

Rainy days never say goodbye
To desire when we are together
Rainy days growing in your eyes
Tell me where's my way

Imagine your face
In a sunshine reflection
A vision of blue skies
Forever distractions