poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zuzanna nie istnieje

Ujrzałam tytuł nowej książki Marty Fox i wiedziałam, że muszę to przeczytać. Moje imię w tytule, to raz. Dwa - tytuł intrygujący. Trzy - pochlebne opinie w internecie. No i w końcu "przesycona erotyzmem opowieść (..) o miłości, która zdarza się co najmniej dwa razy w życiu".
To jest to!
Żadnych sloganów o miłości jedynej i prawdziwej, ale co najmniej dwa razy w życiu! W końcu!




Zaczyna się obiecująco. Wiersz "Leonard Cohen" Z. Joachimiaka (którego to wiersza w sieci doszukać się nie mogę). I pierwsze dreszcze, kiedy okazuje się, że bohaterami są piękna artystka Zuzanna i PAWEŁ, informatyk (chociaż zestawienie artystka - informatyk aż wali kiczem po oczach, no ale IMIONA). Do tego magia liczb, trójek i siódemek, coś dla mnie. Rozwinięcie fantastyczne. Ale potem.... Trochę na siłę. Naciągane szukanie sensacji. A przecież to oczywiste, że się odnajdą i będzie happy end. Tak, wiem, w opiniach, recenzjach etc. NIGDY nie piszemy o zakończeniu, ale... to takie oczywiste. Jedynie w powieściach Jodi Picoult albo dobrych kryminałach - do ostatniej strony nie wiadomo, co się stanie, a w końcu obrót sytuacji i tak nas zaskakuje. Ale w powieści o miłości? Nawet jeżeli mówi o więcej niż jednej miłości w życiu - będą żyli długo i szczęśliwe... (no chyba że to Anna Karenina... albo Werter...  dobra, dobra, za dużo tych wyjątków, okej, wiem, nie mogę tak uogólniać.. w każdym razie - w powieści Marty Fox happy end był oczywisty). Kończy się i... Pyc. Takie małe rozczarowanie. Liczyłam na coś więcej. No i to "przesycenie erotyzmem". Chyba jestem w tej tematyce osobą totalnie zdegradowaną i bez zahamowań. Czytałam rzeczy naprawdę erotyczne. Przesycone. A tutaj - jak dla mnie - był co najwyżej subtelny erotyzm. Oczekiwałam czegoś ponad to. 
Książka dobra, warta polecenia, ale jakaś... zbyt prosta. I naciągana pod koniec. 


Zuzanna -  imię żeńskie pochodzenia biblijnego. Wywodzi się od hebrajskiego imienia  szoszanaoznaczającego "lilia", co z kolei prawdopodobnie wywodziło się od egipskiego seszen, czyli "lotos". W Polsce imię to jest notowane w dokumentach od 1265 rok. Zuzanna w 2009 r. zajmowała 3. miejsce w grupie imion żeńskich.


Mianem dygresji:
Kiedy rodzice wybrali to imię dla mnie - było bardzo oryginalne i rzadko spotykane. Do "imionowej mody" w latach 90. zaczęły wchodzić Nicole zwane Nikolami, Jessiki, Dżesiki tudzież Jessice, Kerstiny, Manuele, Sandry, Roksany, Martiny. Nie lubiłam swojego imienia. Wstydziłam się go. 
Po latach doceniłam. Zafascynowałam się etymologią, odniesieniem w kulturze. Pokochałam swoje imię, jestem z niego dumna. Zaczęłam używać jako jednego z nickname'ów.  Dlatego nie podoba mi się to: Jedno z najczęściej nadawanych imion w Polsce... Po Julii i Mai, przed Wiktorią, Oliwią, Amelią, Natalią, Aleksandrą, Leną, Nikolą i Zofią (! - to mnie zaskoczyło... niewiele znam Zosiek) (na 33. miejscu jest Antonina - to też mnie dziwi..., bo Justyna jest dopiero na 49. 



W literaturze

  • poemat Zuzanna Jana Kochanowskiego
  • Zuzanna Pevensie w Opowieściach z Narnii Clive'a Staplesa Lewisa
  • Zuza Kostryniówna w Czarnych skrzydłach Juliusza Kadena-Bandrowskiego
  • Zuzanna Katschka w Wyznaniach hochsztaplera Feliksa Krulla Tomasza Manna
  • Zuzia w Kubusiu Fataliście i jego Panu Denisa Diderota
  • Zusia w Zmowie nieobecnych Marii Kuncewiczowej
  • Zuzanna w Weselu Figara Pierre'a Beaumarchais
  • Zuzanna w wierszu Zuzanna i starcy Anny Janko
  • Susan w powieści Fale Virginii Woolf




W muzyce

  • Oratorium Susanna G. F. Haendla (Londyn, 1748)
  • Zuzanna w Weselu Figara Wolfganga Amadeusza Mozarta
  • Oh! Susanna - pieśn Stephena Fostera
  • Suzanne – utwór Leonarda Cohena
  • Lament for My Suzanne – utwór Current 93
  • Suzanne – utwór Hope Sandoval & the Warm Inventions
  • I love you Suzanne – utwór Lou Reed & The Velvet Underground
  • When Susannah cries (she cries a rainstorm) – utwór Espen Lind
  • Die traurige Ballade von Susi Spakowski – utwór zespołu Die Ärzte
  • Susanna (I'm crazy loving you) – utwór The Art Company
  • Suzie Q – utwór Creedence Clearwater Revival
  • Oh Susi – utwór Franka Zandera
  • Zuzanna utwór Macieja Zembatego



(Droga ACTA - skopiowałam z wikipedii... Jak nie wolno, to usunę, ale nie zabierajcie mi bloga.)


Po co to wszystko?
Żeby zachęcić do zainteresowania się swoim imieniem. 
No i do książki też zachęcam.



1 komentarz:

  1. Ach... Suzanne, takes you down... Uwielbiam tą piosenkę. I notka niezwykle interesująca!
    Zauważyłam, że teraz rzeczywiście na co drugiej powieści piszą "przesycona erotyzmem", "śmiała", "bez zahamowań". To się widocznie sprzedaje. Jak kiedyś - "jak z Dana Browna", albo "...odnalazła swoje miejsce na ziemi". Nie lubię. Nie sięgam. Takie promowane książki mają u mnie szanse po latach, gdy nikt już o nich nie pamięta. Oczywiście jeśli są przynajmniej na ocenę "może być".

    OdpowiedzUsuń