poniedziałek, 31 października 2011

(...)11?

To wcale nie było jakieś ustalone, jakieś zaplanowane, po prostu - tak wyszło. Kiedy zaczęłam pisać tego bloga, nie zwracałam uwagi na to, ile postów miesięcznie publikuję. Maj - 11, czerwiec - 11, i dopiero pod koniec lipca się zorientowałam, więc dopilnowałam, aby znowu pojawiło się ich 11.
I tak co miesiąc.
Nie musiałam specjalnie się wysilać - ewentualnie ostatniego zastanawiałam się, czy napisać, czy nie.
Że niby ograniczanie przez formę. Gdzie tam.

Maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, no i teraz - październik. Tam, dam, dam. Rewolucja.
Nie ma 11 postów.

Czy coś się zmieniło?
Bardzo dużo.

Przedtem też zdarzało mi się nie mieć czasu, nie mieć ochoty, nie mieć weny ani pomysłu. Ale teraz... Nie, to żaden z tych powodów.
To bardziej jakieś poczucie nicości, ale nie takie, jakie już ni się zdarzały, inne, bardziej... zdegradowane.
To chyba nie ja.

Hi, November. Please, be good to me.
Good.
Better.
Mine.


wtorek, 25 października 2011

Moda na nielubienie Coelho

O Paulo Coelho wciąż się mówi. Mniej lub bardziej intensywnie, mniej lub bardziej pozytywnie.
Nazwisko słyszałam, ale jakoś nie miałam specjalnego pociągu, by sięgnąć po jakiś tytuł brazylijskiego pisarza. W gimnazjum wiele moich koleżanek zaczytywało się w "Kołelu", więc w końcu coś wypożyczyłam. Byłam zachwycona! Książka filozoficzna, a jak lekkim językiem napisana! Połknęłam w dwa dni. Chciałam wypożyczyć w biblioteki kolejny tytuł - niestety, wszystko wypożyczone. Znalazłam coś nowego, znów się zachwyciłam, i o Coelho zapomniałam.
Odkąd miałam w domu dostęp do internetu - zaczęłam szukać cytatów dobrych jako opis w komunikatorze. Wpisałam w Google "cytaty, aforyzmy" i... wszędzie Coelho! Skarbnica aforyzmów! Życiowe mądrości! Piękna tematyka! Mistrz współczesnej powieści!
Nazwisko ciągle gdzieś się kręciło.
Zaczęłam czytać e-booki - niestety, poddałam się. Bardziej ze względu na formę niż na treść.

Ostatnimi czasy znowu zrobiło się głośno o Brazylijczyku. Tym razem społeczność (zwłaszcza internetowa)  już nie zachwyca się sentencjami. Tym razem Coelho zarzuca się pseudofilozoficzny bełkot, symplistyczny styl, silenie się na niby-mądrości, a nawet plagiat i promowanie magii, mistycyzmu, etc.
Sięgnęłam po kolejne książki.
Walkirie - momentami nudne i naciągane, ale nieraz fascynujące. Dwa dni.
I Zahir - nie dokończyłam, stwierdziłam, że internauci mają rację. Dłuży się i dłuży...
Mam do siebie żal, że za łatwo się poddałam - Zahir nie był wcale trudną lekturą, ale...Zniechęciłam się.

Nielubienie Coelho jest teraz modne. Co więcej - Coelho nie lubią osoby, które nie przeczytały żadnej z jego książek, albo - co gorsza - nie znają żadnego tytułu (!!!).
Dlaczego to, czym zachwycaliśmy się jeszcze nie tak dawno, teraz nas odpycha?
Na jakiej podstawie przekreślamy coś, o czym nie mamy pojęcia?
Nie styl Coelho mnie boli, nie to, że już się go tak nie ceni, ale to, że zgodnie z internetowym trendem mnóstwo ludzi wypowiada się o książkach, których w życiu nie trzymało w ręku, ba, nie widziało okładki!

Polecam przeczytać chociaż jedną książkę i ocenić samemu.
A już w ogóle polecam czytanie Coelho bardziej niż czytanie niczego.
Za to bardziej polecam czytanie Nietzschego niż czytanie Coelho.



piątek, 21 października 2011

W nastroju nieprzysiadalnym

Poetyka - prawdopodobnie jedyny interesujący przedmiot na moim kierunku studiów. Póki co.
Nikt się tego nie spodziewał.
Ja się tego nie spodziewałam.
Ja się tego nie spodziewam.

Polisyndeton - parenteza - solecyzm - zeugma - anakolut - synekdocha - jamb - litotes - teza - antyteza - synteza
Abrakadabra - hokus pokus - czary mary - vindgardium leviosa - alochomora

Kiedy 80 letni zasuszony, pokruszony, siwiuteńki profesor w krawacie wystającym spod szarej kurtki przeciwdeszczowej zachwyca się  Świetlickim, choć nie ma odwagi cytować.


czwartek, 20 października 2011

Jamie Marraccini

Coś innego, coś śmiesznego, coś z pomysłem i "z jajem". Coś różnego od rzeczywistości "Coffee & Cigarettes". Coś kolorowego.
Jamie Marraccini uważa za najlepszy środek wyrazu artystycznego.... Gumę do żucia. No tak - materiał bardzo plastyczny, kolorowy i wymowny - dla mnie guma do żucia jest symbolem popkultury, kojarzy mi się zwłaszcza z latami 90' (pewnie przez dzieciństwo... które smakowało gumą tutti frutti...).





Więcej na gumart.com

czwartek, 13 października 2011

Z drugiej ręki

Dopiero w liceum przekonałam się do second handów, prędzej budziły we mnie odrazę te stosy śmierdzących ciuchów... A potem - cyk! - przecież wcale tak nie jest!  Za to od dzieciństwa kochałam targowiska staroci i antykwariaty, stare książki na strychu i skarby sprzed wojny. Szybko pokochałam i second handy. Taniej, można znaleźć prawdziwe perełki - to wszystko prawda, ale zafascynowało mnie coś innego - historia tych ubrań.

Przechadzam się między wieszakami i przeglądam...
Bardzo elegancka satynowa sukienka... Jej właścicielka musiała być niezwykłą elegantką. Pewnie kupiła ten ciuch na jakieś wesele albo inne wystawne przyjęcie. Kardigan, jeszcze z metką. Nietrafiony prezent? Kupiony pospiesznie na promocji, bez przymiarki, by w domu stwierdzić, że jest za mały? Mocno wychodzony wełniany golf... Już wisi na nim pełno kulek i mechów. Kto mógł go nosić? Pasowałby do wzorowej studentki w okularach, wiecznie przesiadującej w bibliotekach. O,  tunika w drobne kwiatki! To lubię! Niestety, rozmiar 34. Pewnie należała do drobniutkiej hipiski...
Kiedyś w płaszczu, który przywiozła ciotka, bo dostała go od kogoś, kto dostał go od... (...) - znalazłam monetę. Nie wiem, co to była za moneta. Żadnych napisów, żadnej daty, tylko symbol jakiejś kobiety - wyglądała na nimfę, albo Afrodytę. Może to wcale nie była moneta, tylko żeton, albo taka nie do płacenia, ale z tych, jakie zbierają numizmatycy... Nie wiem. Ale wtedy poczułam magię przedmiotów z drugiej ręki.

Dzisiaj skończyłam czytać książkę Romy Ligockiej - wypożyczyłam w bibliotece. W książce znalazłam saszetki po herbatkach odchudzających dla kobiet w okresie menopauzy - ktoś chyba używał ich jako zakładek. I kolejna zagadka - kto czytał te książki przede mną? Kto je wypożyczał rok temu, dwa, pięć, dwadzieścia... Czasem znajduję w książkach notatki, karteczki - przypominajki, świstki z numerami telefonów, wycinki z gazet, paragony...

Gdy gram na pianinie nachodzi mnie refleksja - co grała na nim poprzednia właścicielka? Wiem, że była to teściowa tej kobiety, u której kupowałam instrument. Czy ta pani jeszcze żyje? Czy grała amatorsko, a może była pianistką?  Czy podobnie jak ja - denerwowała się, kiedy coś nie tak grało? Czy wtedy pianino jeszcze stroiło?

Już myślę o pierniczkach bożonarodzeniowych - w zeszłym tygodniu wyłuskałam orzechy, teraz potrzebuję jeszcze laskowych, żeby zarobić ciasto i odstawić do dojrzenia. Planuję odwiedzić jakiś targ staroci i  poszukać foremek  - nowych, ciekawych kształtów. Takie targowiska mają swój urok - każdy przedmiot opowiada jakąś historię, każdy przedmiot jest niezwykły.
W supermarketach mamy do czynienia z masówką prosto z hurtowni, prosto od producenta, byle dużo, szybko i tanio. Byle ludzie kupowali, byle dali zarobić. Super promocja, 21,99 zamiast 21,49 zł!  Konsumpcjonizm, manipulacja, masa. XXI wiek.
Stare przedmioty są jedyne w swoim rodzaju. Czuje się ich magię, czuje się, że kiedyś zostały wykonane z pasją, czuje się ich opowieści, ich zapachy, ich magię...


sobota, 8 października 2011

Śląski Rzym

Ksz-ksz... to szeleszczą liście pod moimi butami. Zimno i deszczowo, ale pogodnie i ciepło. Miła odskocznia od studenckiej rzeczywistości, która póki co wcale nie jest taka, jak obiecywali. Wyjazd muzykoznawczo-muzykokształcący do Nysy. To miasto to naprawdę perełka. Nie bez powodu nazywana Śląskim Rzymem. 13 kościołów (niegdyś 20), ciekawe organy, zacna architektura, rzeźby i malowidła. Domowy rosół i aromatyczna kawa. Śpiewanie w szynobusie i luźne pogawędki z nauczycielami w samochodach. Wspólne przeskakiwanie przez kałuże i  wspominanie "a kiedyś to...".
Piękne miasto, pełne zabytków, z ciekawym centrum (wszystko w pobliżu, a nie...). Bardzo urokliwe.
Podczas takich wyjazdów zawsze nachodzi mnie refleksja, że nie trzeba daleko wyjeżdżać, by zobaczyć i przeżyć coś wspaniałego.
Cudze chwalicie - swego nie znacie?
Cóż, ostatnimi czasy uważam, że każde, każde miasto jest lepsze, piękniejsze i ciekawsze od Op.







Toccata wieńcząca Suitę Gotycką Boellmanna wykonana na organach w nyskiej bazylice - masterpiece!

poniedziałek, 3 października 2011

Dziwactwa

Postanawiam jechać TĄ drogą, bo śniło mi się, że na skrzyżowaniu spotkam GO.
Pojechałam. Spotkałam. Było tak samo.

Przeglądam swoje konto na nk, widzę w "znajomych" kogoś, kto de facto jest dla mnie osobą obcą. Chcę usunąć tego "znajomego", ale w końcu zostawiam.
Następnego dnia od tegoż pana dostaję wiadomość i kiczowaty, aczkolwiek miły wierszyk i obrazek (ten człowiek mnie nie zna, mam zablokowaną funkcję podglądania na widoku).

Kiedy pracowałam na targowisku codziennie widywałam TĘ kobietę. Starsza, w szerokich, długich hipisowskich spódnicach, ażurowych sweterkach, apaszkach, skórzanych rzymiankach. Ale jej uroda. Długie, długie blond włosy i biała cera. Ucieleśnienie Lii Pike. Tak właśnie ją sobie wyobrażam. Dzisiaj rano przemierzałam miasteczko akademickie i spotkałam JĄ. Wyglądała jak poranna rosa. Za 10 minut podeszła z kluczem do sali 102 i przedstawiła się jako prowadząca zajęcia z łaciny i kultury antycznej.

Strange, I've seen that face before....



Retoryka i erystyka.
Postmodernistyczny model tekstu literackiego.
Poetyka historyczna.
Gramatyka opisowa.

Nazwy, nazwiska, miejsca i wydarzenia, które do mnie nie trafiają. Są tam, gdzieś, obok.
Rzeczywistość, która dzieje się beze mnie.
Out of space.

Pobudka 5:15.
Powrót 22, dzięki uprzejmości P.


Dobra. Nie wolno narzekać.
A może trzeba, bo to też rodzaj terapii?

Dziwne.

Na deser coś ładnego.
To zdjęcie to mistrzostwo świata: