środa, 17 sierpnia 2011

Między kulturą a naturą

No i jeszcze to "kocham cię". Zawsze tak jakoś kulawo wypowiedziane. Zawsze z błędem ortograficznym. Tego w ogóle nie powinno się mówić. Słowo - wypełniacz pustki. "Kocham", które ma załatwić wszystko. Wszystkie skurwienia na boku.

Bardzo dziwne, kiedy w kilka chwil życie obraca się w kocią kupkę. 

Byłam nad Jeziorem Turawskim. Czuć ciepłymi sikami i delikatnym, słodkawym gównem. Woda koloru turkusowego zmieniła się w barchanowy kożuch.

Rodzice wyszli na imprezę u kuzynki. Ja w nostalgii postanowiłam zostać w domu i wypić piwo smakowe z Tesco. Nic z tego, rodzice się pokłócili i wrócili po 10 minutach.

Dziwne. To wszystko jest takie dziwne. Jakiś psychodeliczny kalejdoskop. Jakbym nie była świadoma rzeczywistości. Jakby to się działo, a ja stała obok i biernie się przyglądała. Plącze mi się język, ciało odmawia posłuszeństwa.

Powietrze ma chemiczny smak. Rzeczywistość ma toksyczny odczynnik. To jest jak narkotyk. Wiem, ze mnie niszczy, próbuję skończyć dla dobra siebie i innych. Ale nie potrafię żyć bez miłosnej heroiny.
Przygotuj się na odwyk, darling.

O czym ja...?
Ani to o kulturze, ani o naturze. Ani pomiędzy. Gdzieś w piątym wymiarze.

Skoro już zaczęłam wylewać żółć i gorycz - wyjaśnię, skąd taki tytuł bloga.
Najwyższy czas.
"Lepiej późno niż wcale" - powiedział kiedyś ktoś anonimowy, cytowany dzisiaj wielokrotnie w ciągu godziny.

Podobno ludzi można podzielić.
Można podzielić na mięsożerców i wegetarian, ale przecież większość je i mięso i warzywa, mimo, że wegetarianizm jest bardzo trendy.
Można podzielić na pracujących fizycznie i pracujących psychicznie, ale czy czasem wszyscy nie jesteśmy po trochu jednymi i drugimi?
Można podzielić na nałogowców i wolnych od uzależnień. Osobiście uważam, że wszyscy mamy nałogi. Nałogi nie kończą się na alkoholu, tytoniu i dragach.
Można podzielić na Europejczyków i Amerykanów. A jeżeli ktoś mieszka w Paragwaju, to co?
I podobnie, jak epoki dzielimy na jasne i ciemne, na epoki serca i epoki rozumu, na epoki kultu i epoki kultury, tak podobno można podzielić ludzi na ludzi kultury i ludzi natury.

Ludzie kultury - miasto, biblioteka, muzeum, wysokie obcasy, teatr, koncerty charytatywne, oczytanie, wiersze, wernisaże, Picasso, secesja, pogaduszki "na poziomie", kolacja z winem, dobra muzyka.
Ludzie natury - wieś, kwiaty, zboże, drzewa, pomidory, prostota, szczerość, miód, słomiany kapelusz, grabie, poziomki, szept lasu.


Jestem zawieszona gdzieś między tymi dwoma kategoriami. Ani ze mnie człowiek kultury, ani człowiek natury. Po prostu. Albo i nie po prostu?
I myślę, że nie można wrzucić ludzi do dwóch worków z napisem "kultura" i "natura".

O tym jest mój blog. I o tym, i o tym. O tym, co aktualnie chodzi mi po głowie.
Staram się nie wywlekać tutaj na wierzch swojej chorej codzienności, która przez swą nienaturalną niezwykłość staje się naturalnie zwykła i nudna.
Jak widać, nie potrafię nie wywlekać swojej codzienności.
Cieszę się, że mimo to ktoś chce czytać moje wymiociny. Pfu, wypociny.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz