piątek, 1 lipca 2011

Raindrops

Uwielbiam ten soundtrack, uwielbiam ten film, mimo, że za westernami nie przepadam. Uwielbiam wspomnienia związane z tymi dźwiękami. Mhym, to było 3 lata temu. A ja wciąż pamiętam, zwłaszcza przy takiej pogodzie jak dzisiejsza.

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni... lipcowy...

Tak, tak.
Że było sucho, a roślinki potrzebują. Że nie będzie pożarów lasów. Rolnicy się cieszą, handlowcy narzekają, bo utarg mały. Panie w szpilkach moczą sobie stópki, psy chodzą ubłocone, dzieci skaczą w kałuże. Autobusy obryzgują czekających na przystankach.
Był upał - źle, bo nie ma czym oddychać. Jest zimno i deszczowo - źle, bo trzeba się ciepło ubrać i zabrać parasolkę.
Dobry Boże, jakiejkolwiek byś nie zesłał pogody - my i tak będziemy niezadowoleni.

Lubię deszcz. Letni, orzeźwiający. Pod warunkiem, że siedzę w domu. Przy parapecie, z kubkiem herbaty imbirowej. Można leniwie podumać, pomyśleć, poobserwować. Wydaje mi się, że w deszczowe dni czas płynie wolniej. Muzyka trwa dłużej, książki są bardziej wciągające, kawa jest cieplejsza i bardziej aromatyczna. Zdjęcia wychodzą z albumów. Świece się zapalają. Cynamon szczypie w nos, pozytywka gra. Wiatr obraca płatkami róży. Smutnych wierszy parę ktoś napisał znów. Trochę nostalgicznie, w zadumie. Dekadencko.
Fu, zapachniało spleenem.
Ale lubię to.
Co więcej - ja tego po prostu potrzebuję.

To w szyby deszcz dzwoni...

Wybacz Leopoldzie, ale nie znoszę tego wiersza.
Kojarzy mi się z mokrymi ławkami w parku, z marznięciem w strugach deszczu.
Bo ja lubię deszcz... Patrzeć, słuchać, chłonąć, przemyślać, obserwować, kontemplować.
Ale moknąć - nienawidzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz