środa, 28 marca 2012

Killing me softly

Wróciłam. Nie wiem, jak się nazywam. Nie wiem, czy tutaj mieszkam, ale mają jakieś łóżko, to wystarczy.
Zabierzcie te wszystkie księgi, tomy i słowniki, dajcie sobie siana z pracami zaliczeniowymi, nie każcie mi grać Bacha na egzaminie. Ientaculum, rex bibendi, triclinium, lectus, pueri ad pedes, panis plebeius - dziwne hasła, które podobno coś oznaczają i zabrały mi całą wczorajszą noc, ale już niezbyt kojarzę.

Roberta Flack na dobranoc.
A potem - pieść mnie Morfeuszu, pieść! Długo i namiętnie.
Jutro dopiero na 8:30. Zdążę wyśnić wszystkie zaległe sny.
Te dobre i te złe. Te o Tobie i te bez Ciebie. Koszmary, w których ciągle się spieszę i nigdzie nie zdążam, w których budzę się w nieznanych miejscach, surrealistyczne dziwactwa. I dobre sny, te w domku nad morzem, w wysokiej trawie pachnącej rosą, te, w których jestem ogrodniczką i prowadzę malutką kwiaciarnię w szwajcarskim miasteczku. I te, w których słyszę "Bach jest wymagający. Artykulacja! Jesteś wszechstronnie uzdolniona i niesamowicie inteligentna, ale trzeba cię doprowadzić do porządku...". To nie sen.
Ale - chwila... Ostatnio obudził mnie ten tekst.
Prześladuje mnie co noc.
Morfeuszu, kochanie... Proszę o inne sny dzisiaj.
Kochajmy się aż do rana.
Do 8:30.


...Strumming my pain with his fingers

Singing my life with his words
Killing me softly with his song...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz