niedziela, 25 marca 2012

Birthday weekend

Już wiem, dlaczego lepsze są pomarańczowe filtry w papierosach. Przynajmniej po pijaku nie pomylisz stron i nie odpalisz filtra.
Weekend urodzinowy, osiemnastkowo-rodzinny. Mocno zakrapiany, przejedzony i kilka chwil pod niezliczonymi rzeszami gwiazd... Dobra okazja do obserwacji socjologicznych.

Pokój gościnny, zastawiony stół. Urodziny mamy.
Całą sobotę piekła ciasta i torty, przez tydzień robiła zakupy, by w końcu i tak o czymś i tak zapomnieć, troskała się, czym by w tym roku zaskoczyć gości. Zmęczona siedzi z gośćmi i nie ma ochoty na spróbowanie swoich kulinarnych dzieł. Obsługuje wszystkich, sobie ostatecznie nakłada najmniejsze suche ciastko. To jej urodziny, ale kończy po pierwszym kieliszku, polewa innym. Pilnuje zegarka, bo za kwadrans trzeba włączyć piekarnik, teraz wstawić kurczaka, potem odczekać 7 i pół minuty, żeby nie przypalić. Czy komuś dolać kawy? A może soczku? Goście narzekają, obgadują, jak to goście. A kuzynka zza granicy dzwoniła z życzeniami? Jubilatka siedzi niespokojnie, obserwuje, czego zabrakło, co podać? Komu jakie ciasto dać do domu?
A potem musi znosić naczynia i zmywać... Faceci oczywiście z piwkiem przy swoich laptopach.

Że niby stereotyp? No tak, ale stereotypy skądś się biorą. Mają jakieś korzenie, nie są wyssane z palca.
Bo... jak inaczej mogło to wyglądać?

Nie przepadam za rodzinnymi imprezkami.
Była jeszcze osiemnastka. I obliczyłam właśnie, że na jeszcze jedną osiemnastkę się załapię.
A potem ewentualnie mogę sponsorować osiemnastki swoim dzieciom.

Znajomy hit, miły dla ucha, odświeżony wczoraj. Ach, co to były za czasy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz