piątek, 27 maja 2011

Przemiana

Mogę szczerze powiedzieć, że pokochałam książki Jodi Picoult, chociaż nie przeczytałam jeszcze wszystkich. Dzisiaj skończyłam czytać kolejną - "Przemiana " . Lektura, owszem, dostarczyła wielu wrażeń, ale sądzę, że najważniejsze jest to, że skłoniła mnie do refleksji na temat kary śmierci.
No bo właśnie. Kara śmierci. Niby cywilizowany, XXI wiek. Prawda - kary śmierci nie są na porządku dziennym. Ale sam sens takiej egzekucji....  Czy to ma sens? Czy zmienia coś na świecie? Coś lub ktoś się ulepsza? I czy rzeczywiście kara śmierci wykonywana jest po to, żeby sprawiedliwości stało się za dość? I katolicki punkt widzenia: Bóg daje życie, więc tylko Bóg ma prawo je zabrać.
U Picoult lubię różnorodność narracji: każdy rozdział zatytułowany jest imieniem jednego z bohaterów i tenże bohater jest narratorem "swojego" rozdziału.  To takie psychologiczne - czytelnik poznaje różne spojrzenia na tą samą sprawę. Akcja "Przemiany" kręci się wokół Shaya Bourne'a, ale on nigdy nie jest narratorem. Poznajemy główną postać dzięki relacjom innych bohaterów.
Mam nadzieję wypożyczyć niebawem więcej książek Jodi.

A dzień? Załatwiłam pracę -  zaczynam we wtorek jako sprzedawczyni, nic wielkiego. Wiadomo, nie jest to praca moich marzeń, ale przecież żadna praca nie hańbi, a pieniądze nie rosną na magicznym drzewku. Przypomina mi się scena z "Pinokia" , kiedy "przyjaciele" namówili go, żeby zakopał pieniążki - rzekomo miało wyrosnąć tam drzewo, jak z pestki.
Podyskutowałam z Bartkiem na temat podziału muzyki na ambitną i nieambitną - według mnie bzdurnego, ale to temat na dłuższy wywód.
I odebrałam mnóstwo pochwał za wczoraj. Za przemówienie, za prezent, za ciasto. Tak więc wstawiam obiecane zdjęcie kremówki (produkcji D-I-Y). W sumie lepszą nazwą byłoby "ciasto kremówkowe", wszak nie jest to oryginalna kremówka wadowicka, nie miałam czasu na ciasto francuskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz