wtorek, 11 grudnia 2012

Mehr Luft!

Powietrze jest najmocniejszym, najskuteczniejszym, najlepszym narkotykiem.

Może nie dosłownie, ale coś w tym jest. Doświadczyć tego można podczas hiperwentylacji.
Kirać tlen? Naćpać się powietrzem?
Wczoraj miałam okazję brać udział w warsztatach, na których wykonywaliśmy ciekawe... hmm... ćwiczenie.

Kładziemy się na podłodze. Oddychamy głęboko, najpierw przeponą, potem szczytem. Leżymy plackiem, jak największa powierzchnia ciała ma dotykać podłoża. Rozluźniamy ciało. Zaczynając od czubka głowy, powoli, po kolei, aż do stóp. Napinamy daną część ciała, pompujemy w nią całe powietrze, po czym uwalniamy, wyobrażając sobie uciekające wraz z powietrzem światło i ciepło. Po rozluźnieniu całego ciała, delikatnie wibrujemy strunami głosowymi. Coraz mocniej, potem na otwartych ustach. Naturalnym dźwiękiem, niczym nie skrępowanym, żadną skalą, harmonią, wysokością... Szmer, z wytrąconym alikwotem. Po prostu odzywamy się naszym dźwiękiem. Stopniowo głośniej i mocniej. Próbujemy przenieść dźwięk do nasady, by wibrowała, do czoła, do brody, pozwolić mu krążyć po rezonatorach twarzy.
- Możecie dotknąć ręką skroni, żeby poczuć, czy wibruje - powiedział prowadzący zajęcia.
Dotknęłam i...
Ciężko ująć ten stan werbalnie. Kolorowe wibracje, przenikające się plamy. Do tego odgłosy iście szamańskie, dzikie, nieposkromione, naturalne. Trans.

Nie opium, nie marihuana... Nie LSD i nie heroina... Nie potrzebuję kodeiny ani makowego mleka....

Dajcie mi powietrza.

Mehr Luft! - krzyczę za Goethem.

1 komentarz: