niedziela, 16 grudnia 2012

Generator magii

Temat bezdusznych machin produkujących magię świąteczną został wykorzystany już dawno, dlatego zastanawia mnie dlaczego im więcej trąbi się o przedwczesnym obchodzeniu świąt w galeriach i na ulicach, tym chętniej i z większym zaangażowaniem się to czyni?
For money.

Przed trzema tygodniami byłam w domu, przygotowywałam wstążki i gwiazdki do kartek świątecznych, kandyzowałam skórkę pomarańczy do wypieków, czułam, że to już niedługo. Na tydzień przed tym wielkim wydarzeniem chce mi się rzygać pseudoświętami.

Krótka rundka po mieście:
Wyszłam z czytelni i udałam się do drogerii, by kupić coś tak prozaicznego jak pasta do zębów. Już przy drzwiach do S-P zaatakowała mnie hostessa w moim wieku z wielkim opakowaniem Biovitalu ze świątecznym kubkiem w prezencie ("Może szuka pani prezentu dla swojej babci albo dziadka...?"- rzekła uprzejmie. "Kurde, dziewczyno, nie widzisz, że przeglądam ceny Blendamed? Czy myślisz, że kupuję te pasty pod choinkę?" - pomyślałam, jednak uśmiechnęłam się grzecznie i podziękowałam). Przy stanowisku z perfumami tłok niesamowity, przepychanki, każdy chce popachnieć, każdy chce kupić te luksusowe teraz tak tanie, każdy chce najpiękniejszy flakon. Hostessy przypominają, że z kartą punktową od każdej ceny płaci się -20%.
Duszę się. Zostawiam pasty i wychodzę.
Na przeciwko empik, a ja szukam kalendarza.
Weszłam i od razu pożałowałam.
Na pierwszym planie wielki regał z różnymi wydaniami Hobbita Tolkiena. Wersja z audiobukiem, wersja w skórzanej oprawie, wersja z obrazkami... Tak, ten Hobbit, tak samo dobry od lat, tak samo leżący na półkach przez tyle Bożych Narodzeń... Teraz cudownie odkryty, w cenach cudownie wyższych...
Odpuściłam sobie kalendarz. W sumie, to po Nowym Roku będą tańsze.
Zapowiada się długa nocka z pracą zaliczeniową, a lodówka pusta. Trzeba by zahaczyć o Tesco. Kawa, płatki, zupki chińskie.
Ha! A tu promocja pomarańczy i Coca-Coli! No tak, Cola to symbol świąt... Jak mogłam zapomnieć.
Rzucam szybko do koszyka i wybiegam. Zapomniałam o bloku technicznym... W Pepco będzie!
Zjeżdżam na dół. Otwieram drzwi tak lubianego niegdyś przeze mnie sklepu. Atakują mnie dźwięki jakiegoś coveru Winter Wonderland w stylu disneyowskim. Mijam tandetne mikołajki i bałwanki sprzedawane w Polsce, z angielskim "Merry Christmas" i "Made in China" na odwrocie. Promocje bombek, lamet, serwetek w choinki, kubków i talerzy z motywem ostrokrzewu... Poddaję się. Pytam ekspedientkę, gdzie znajdę bloki. Roztargniona kobieta jest dosyć poddenerwowana, ale udaje jej się spokojnie podać mi kilka do wyboru. Myli się przy kasie. Spostrzegam, że pracuje w t-shircie i nagle wypływa na mnie fala potu. Jak tu gorąco. Nie mogę oddychać. Luzuję szalik.Nie chcę dwóch groszy reszty. Wychodzę.
Zawracam do matrasu. Mają fajne świąteczne promocje. Może tam znajdę jakiś kalendarz.
Przez witrynę widzę mnóstwo ludzi.
Nie mam na to sił.
Nawet nie wchodzę.
Zaczyna się robić ciemno. Drzewa migocą świątecznymi lampkami. Szkoda, że śnieg się roztopił.
Wracam do mieszkania.
Fuck, zapomniałam kupić pastę.

Krótka rundka po mieście, a tak męcząca. Nie chcę wychodzić z domu. Czuję, że się porzygam tym świątecznym atakiem.
Dla mnie święta to przede wszystkim DOM - pieczenie ciasteczek, ozdabianie choinki, śpiewanie kolęd, siedzenie z grzańcem przy kominku (którego w domu notabene nie mam, ale stół w gościnnym to taki nasz kominek), wspólne wyjście do kościoła, a wieczorem spacer na cmentarz.
Święta obchodzi się w domu, z rodziną, a nie w sklepie z koszykiem. Nie na ulicy z torbami.

Zjadłam płatki, zupki i mandarynki. Ledwo wyciskam z tuby resztki pasty. Jutro znowu muszę iść do sklepu...
Nałożyć czapkę na uszy i oczy i nie dać się ogłupić bezdusznemu generatorowi magii, który paradoksalnie sprawia, że żadnej magii nie czuję. Bo magia świąt JEST (aż w nadmiarze), ale to nie wystarcza... Ją trzeba CZUĆ (a bezduszna machina może produkować, w kwestii czucia już niewiele zdziała).

Życzę wszystkim poczucia autentycznej magii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz