sobota, 14 kwietnia 2012

Victoria Frances


Nie wyrosłam z tego. Gdzieś we krwi to mam. Gotycko-wiktoriańskie klimaty. Mroczne postacie, smutne twarze, tajemnicze scenerie. Anioły i wampiry, leśne wróżki i pocałunki czarodziejek. Czarne koty i przewijający się motyw krwistego karnawału.
Bajki dla nastolatek piszących emo-blogi...? Czy aby na pewno? Czubek góry lodowej owszem, powszechnie znany i lubiany, szeroko wykorzystywany w sieci, modny parę lat wstecz. I te wszystkie durne rysuneczki wzorowane na dziełach hiszpańskiej artystki, bazgrolone gdzieś na ostatniej stronie zeszytu...
Nazwisko Victorii Frances jest kojarzone przez większość wielbicieli (a raczej wielbicielek) takich klimatów. Jeszcze jakieś 3 lata temu jej prace regularnie zdobiły mój pulpit. Tak... Ja także próbowałam rysować na ostatnich stronach zeszytu "coś w ten deseń". Z różnym efektem.
Dziś chętnie powracam. Miła alternatywa dla literatury staropolskiej i oświeceniowej, fonetyki i fonologii, leksykologii i wielu innych, może i ciekawych, ale przejedzonych rzeczy. Poza tym nastrój jakiś ponury, gotycki, może to od godzin spędzonych przy organach w zimnym kościele, może...
Polecam odwiedzić stronę młodej Hiszpanki. Nawet nie przeglądać. Zostawić i posłuchać muzyki. Dobry soundtrack dla takich wieczorów...







1 komentarz: