środa, 19 czerwca 2013

Katedra w Rouen Moneta

Niesamowite, kiedy na egzaminie na studiach masz pustkę w głowie i nagle przypominasz sobie podręcznik do plastyki z gimnazjum i cykl obrazów przedstawiających katedrę w Rouen w różnych impresjach. Przecież na sąsiedniej stronie była "Huśtawka" Renoira... A na kółku plastycznym oglądaliśmy film o impresjonistach... Monet i Manet, problematyczny Degas... A potem "Noc gwiaździsta" van Gotha, postimpresjonizm... I ten obraz z kawiarnią w nocy... Taaak, to wszystko było...

Potwierdza się moja teoria, że nauka już się skończyła. Teraz jest poszerzanie horyzontów i odkrywanie na nowo. Uczenie się zastosowania tego, co wpojono nam 10 lat temu.
Zmieniają się cele, ale środki pozostają. Może się powiększają, poszerzają, zmieniają priorytety.
Może dlatego mam problemy z harmonią, bo nie zaczęłam szkoły muzycznej mając 7 lat. Może dlatego nie powinno się zaprzestawać nauczania łaciny i filozofii w szkole. Może dlatego obowiązkowa matematyka wcale nie jest taka zła.

Nie byłam przygotowana na ten egzamin tak, jak inne osoby (które, notabene, nie zdały). Nie znałam dat, o których mówiły na korytarzu, nie potrafiłam tak dokładnie omówić żadnego z zagadnień. Ale coś przeczytałam w internecie, coś zobaczyłam, coś zapamiętałam, o czymś wspominał inny w artykule, przeglądałam książki, czytałam coś-niecoś, a coś wyniosłam z liceum, z gimnazjum, z kółka plastycznego... Kto by pomyślał, że wydukam jakąś odpowiedź.

Zostawiam kilka obrazów z cyklu Moneta, który uratował mi skórę. Może ktoś przejrzy i przypomni sobie w decydującej chwili.
Swoją drogą - niesamowite oko malarza: uchwycić nie sytuację, ale chwilę (o ironio, malując obraz godzinami).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz