środa, 3 lipca 2013

Les Miserables

W końcu znalazłam czas na obejrzenie wielkiego musicalu na podstawie powieści Hugo. Wiem, że to tanie zastąpienie lektury, ale cieszę się, że przynajmniej na to wygospodarowałam wolny wieczór.

Co do czasu wolnego. Dziś na egzaminie usłyszałam pierwsze pytanie: skąd Pani fascynacja zegarkami?
- A czy nie jesteśmy niewolnikami czasu? - odpowiedziałam. Miła, lekko filozoficzna dyskusja, kilka pytań o treść przedmiotu i bardzo dobrze zdany egzamin. Pytanie doktora było uzasadnione, choć mało kto zwraca na to uwagę. Wiele osób dotyka zegarków, które noszę na szyi, zainteresowanie budzi zwłaszcza moja sówka, ale nikt nie skojarzył, że noszę też zegarek na ręce. Zdarzają się i trzy zegarki, jak dzisiaj, w tym jeden "na chodzie".


Jestem zachwycona musicalem, choć oglądanie go na 16-calowym ekranie laptopa to nie kino. Lubię klimat tej epoki, tę wiarę, niespotykaną wcześniej czy później, ten romantyczny zapęd, często zgubny.

Film porusza (mnie do łez), bawi, zachwyca (aktor grający Mariusa), gorszy. Gorszy ta rażąca niesprawiedliwość.
I śmierć Eponine. Dlaczego ktoś musi umierać, aby ktoś mógł być szczęśliwy?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz