sobota, 10 listopada 2012

Muzyczna bajka

Nie mogłam się powstrzymać. To nie mój tekst autorski, wklejam z facebooka za kolegą Krzyśkiem. 


Za siedmioma durami, za siedmioma mollami, dawno, dawno temu, w
prastarym grodzie Hesesie mieszkał król Tryton III ze swą żoną
Septymą Wielką. Mieli oni córkę jedynaczkę - śliczną królewnę
Dominantę. Była to miła i mądra panienka, nic więc dziwnego, że król
Tryton i królowa Septyma bardzo ją kochali i nigdy nie dochodziło
między nimi do rodzinnych dysonansów. Dominanta szybko dorastała i
pewnego dnia królowa oznajmiła: "Córko, czas już, abyś wyszła za
mąż". Nadszedł czas poszukiwania odpowiedniego kandydata. W całym
królestwie i w sąsiednich tonacjach ogłoszono, co następuje: "Jego
Dyminucja, król Tryton III oznajmia, iż pierwszemu kawalerowi
znamienitego rodu, który przybędzie i pozyska względy królewny
Dominanty, odda swoją córkę za żonę, a ponadto sto tysięcy bemoli w
złocie i pół królestwa w posagu". Zaczęli tedy przybywać kandydaci.
Z Francji przyjechał niejaki książę de Moll, zjawił się również
pewien akord neapolitański z Włoch, a także hrabia Geses-dur z
Niemiec oraz major z królewskiej armii, weteran, zasłużony w
pierwszym przewrocie majowym. Niestety, żaden z kawalerów nie
uzyskał uznania Dominanty. Książę de Moll cierpiał na dur brzuszny i
zawsze przed obiadem musiał zażywać Amoll. Hrabia Geses-dur, choć
miał dużo bemoli, był już stary i chorował na przewlekły paralelizm.
Major natomiast ciągle był w minorowym nastroju i często spuszczał
nos na kwintę. Najgorzej jednak było z akordem neapolitańskim. Był
to osobnik podatny na niedobre wpływy i okazało się, że rok temu
związał się z jakąś podejrzaną sekstą. Od tego czasu cierpiał na
lekkie zboczenie modulacyjne i zaczął przejawiać skłonności
homofoniczne. Widząc, że żaden kandydat nie odpowiada Dominancie,
królowa Septyma bardzo się zalterowała i popadła w stan głębokiej
progresji. W końcu jednak znalazł się pewien młody i przystojny
Kasownik, syn skarbnika królewskiego, który zyskawszy sympatię i
miłość Dominanty, wkrótce pojął ją za żonę, a przy okazji skasował
sto tysięcy bemoli w złocie. Jako że młodzi często przebywali ze
sobą w stosunku kwinty, wkrótce ogłoszono radosną nowinę, iż
królewna Dominanta spodziewa się nowego składnika. Wszyscy
gorączkowo zaczęli przygotowywać się na to ważne wydarzenie. Dla
Dominanty i jej mającego przyjść na świat maleństwa znoszono
rozmaite podarunki. Najpopularniejszym prezentem były pampersy i
pieluszki tetrachordowe. Nadszedł wreszcie dla Dominanty czas
rozwiązania. W obawie, aby nie okazało się zwodnicze, sprowadzono
najlepszych lekarzy z całego królestwa. Na szczęście rozwiązanie
przebiegło ściśle według przewidywań medyków i na świat przyszła
malutka dziewczynka, której nadano imię Subdominanta. Na uroczyste
chrzciny zjechały się wszystkie zaprzyjaźnione interwały, akordy
tonalne i poboczne, przybyły również cztery dźwięki obce z
sąsiednich tonacji, a nawet dwie egzotyczne skale miksolidyjskie,
które z królem Trytonem łączyło dalekie pokrewieństwo tercjowe. Po
ceremonii odbyła się uczta. Dominanta przybyła z podwójnym
opóźnieniem, gdyż, schodząc schodami ze swej komnaty, odziana w
długą, purpurową tonikę, nie zauważyła, że szósty stopień był
obniżony i nieszczęśliwie upadła, niszcząc sobie na głowie trwałą
modulację. Po chwili jednak wszyscy goście zasiedli w układzie
skupionym do okrągłego jak koło kwintowe stołu. Stół uginał się pod
ciężarem rozmaitych potraw. Czegóż tam nie było! Alikwoty w zalewie
oktawowej, rożki angielskie, kuplety schabowe alterowane, na deser
zaś przepyszna akolada mleczna z orzechami. Goście jedli ze smakiem,
aż im się uszy trzęsły. Tylko Dominanta nic nie tknęła, ponieważ
dbała o pięciolinię. Bardzo pragnęła odzyskać swą dawną, szczupłą
figurację. Uczta już dobiegała końca, gdy nagle za oknami zrobiło
się ciemno, a z dziedzińca zamkowego dobiegł do uszu zebranych
przeraźliwy chichot. Zajęczały zgryźliwie dysonanse, zabrzmiały
ukośnie półtony, wreszcie zadudnił charakterystyczny skok oktawy i
przerażeni goście ujrzeli przed sobą chudą, czarną postać. To stara
wiedźma Kadencja, dawna wróżka królewska, która nie została
zaproszona na ucztę. Kadencja, zawieszona niegdyś w swej funkcji za
nadużywanie alikwotu, przybyła teraz, aby się zemścić. Była już
stara, ale wciąż jeszcze mocna metrycznie i harmonicznie. "Więc to
tak, wstrętne skordatury!" - zawołała chrypliwie. - "Nie
zaprosiliście starej Kadencji na chrzciny małej Subdominanty! Niech
więc ona zapłaci za waszą niewdzięczność! Rzucę na nią klątwę. Kiedy
królewna skończy 18 lat, zamienię ją enharmonicznie w subdominantę
drugiego stopnia i wtrącę do nieznanej tonacji docelowej!". Goście
zamarli z przerażenia, a królową chwycił atak chromatycznego kaszlu.
Pewnie całe zajście skończyłoby się tragicznie, gdyby nie dzielny
Kasownik, który jako jedyny nie wystraszył się wiedźmy.
Błyskawicznie wykonał skok o dwie oktawy w stronę Kadencji i szybkim
ruchem o sekundę odebrał jej wszystkie tercje. Zaskoczona wiedźma,
nie mogąc bez tercji określić swojego trybu, straciła w ten sposób
całą swoją moc. Obezwładnioną wiedźmę służba zamknęła w lochu na dwa klucze wiolinowe i jeden basowy. Gromkie "Vivace" ozwało się na
cześć dzielnego Kasownika, zaś król Tryton odznaczył swego zięcia
złotym krzyżykiem za odwagę. Od tej pory już nic nie zakłócało życia
królewskiej rodziny i wszyscy żyli długo i szczęśliwie w wielkim
konsonansie.

2 komentarze:

  1. Cudowne, cudowne, cudowne! Zawsze chciałam pisać muzyczne bajki, ale widzę, że mam niezwykle poważną i urokliwą konkurencję! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam autora tekstu - to Michał Heimowski. Warto podpisać. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń