piątek, 8 marca 2013

Czas na maskę

Odnoszę wrażenie, ze nie było mnie tu od wieków.

Czas...
Wiecznie zabiegana, wiecznie spóźniona.
Tendencja do robienia wszystkiego na ostatnią minutę to już moja cecha charakteru.
Ale z dnia na dzień jest coraz gorzej.

Rzut beretem od uczelni, a nie ma zajęć, na które bym nie przybiegła zdyszana 10 minut po rozpoczęciu (albo 13, kiedy winda nie działa; albo 15, kiedy winda się zacina). Jak mogłam przez 3 lata ogólniaka codziennie dojeżdżać? Wstawać o 5:15, nieraz jeszcze powtórzyć historię przy śniadaniu, nieraz zdążyć zapleść warkocz, nieraz wrócić z podwórka po sweter, bo za zimno? Maszerować przez pola na przystanek, w śniegu, w deszczu, czekać na autobus "bo na dwoje babka wróżyła: przyjedzie albo nie przyjedzie"?

Co się zmieniło, że nawet kiedy nastawię budzik jeszcze prędzej - i tak nie zdążam?
Tak samo myję zęby.
Tak samo szukam skarpetki do pary.
Tak samo podgrzewam mleko do płatków.
Tak samo przeglądam coś (cokolwiek, nawet gazetkę z Lidla) przy śniadaniu.
Tak samo ścielę łóżko i poprawiam poduszkę.
Tak samo pospiesznie wrzucam do torby wszystko, co może się przydać.
Robię sama kanapki - tu zmiana.
Spędzam mnóstwo czasu przed lustrem, bo bez makijażu nie wyjdę.
A nie było tak.

Wydaje mi się, że bez pomalowanych choć trochę oczu wyglądam na chorą.
I zastanawiam się: czy makijaż jest rodzajem maski?
Tej, którą muszę przyodziać, żeby wyjść do ludzi?

Korektor pod oczy, żeby nie były podkrążone, z sińcami, z worami, niewyspane, przepłakane.
Podkład na zmęczoną cerę, z czerwonymi krostkami.
Eyeliner, żeby w ogóle mieć oczy.
Tusz, żeby mieć oczy też za szkłami okularów.
Szminka. Tak, czerwona. Klasyczna. Bo dobrze wygląda. Bo dodaje pewności siebie.

Tyle czasu codziennie rano, żeby namalować maskę.

I nie wiem, nie wiem, gdzie jest granica między "wydobywaniem naturalnego piękna" a zatuszowaniem oznak nieprzespanej nocy. Gdzie zaczyna się codzienny teatr... No dobra, teatrzyk.

1 komentarz:

  1. Wydaje mi się, że 'naturalne piękno' ma coś z maski, jak i maska z naturalnego piękna. Po pewnym czasie maski robią się lżejsze, stapiają się w całość.
    Czas płynie za szybko, po prostu. Coś go przyspiesza, nie wiadomo tylko co.

    OdpowiedzUsuń