wtorek, 12 czerwca 2012

Euro spoko

Nie pisałam, żeby nie narzekać.
No ale... Euro irytowało mnie zanim się rozpoczęło. Tak, jestem całym sercem z naszymi i życzę im jak najlepiej, niech wyjdą z grupy, tak - śpiewałam hymn w autobusie Warki... Flagi na samochodach mnie śmieszą, a zwłaszcza niemieckie, bo i kilka takich na prowincji widziałam. "Koko koko" śmieszyło, ale zaczęło wkurwiać, bo wszyscy to nucą (tonika, subdominanta, tonika, pochód opadający dźwięków gamowłaściwych od piątego stopnia?). Nagle wszyscy stają się kibicami, znają taktyki i komentują na poziomie trenera, biorą wolne w pracy, bo muszą obejrzeć mecz... Reportaże zachodnich dziennikarzy o polskiej chlewni i chuligaństwie. Promocje, wszechobecne promocje, reklamy, transparenty, wuwuzele w barwach narodowych, peruki i kapelusze, farbki do twarzy... Ble.
Weszłam na facebooka. Wszystkie posty dotyczą albo euro i dzisiejszego meczu Polska - Rosja, albo sesji w znaczeniu "o kurwa jak dużo nauki a jak bardzo mi się nie chce".
Ano nie chce mi się, bo nie mam jakiegokolwiek poczucia sensu.
Egzamin z filozofii? Ja mam swoją.
Życie rozpoczyna się w łóżku, życie kończy się w łóżku i życie zmierza do łóżka... 
Tak więc zgodnie ze swoją doktryną chyba do tego rozkosznego miejsca się udam.

I tym sposobem ja sama stałam się częścią tego szalonego łańcuszka, który tak mnie irytuje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz