wtorek, 1 maja 2012

Znów przyjdzie mi nosić przykrótkie sny....

Maj.
Miesiąc matur, miesiąc kwitnących kasztanów, miesiąc białego kwiecia wiśni i jabłoni,  miesiąc wypadów z piwkiem na Bolko, miesiąc grillowania i ognisk, miesiąc pierwszych całonocnych spacerów i rozmów do rana w altanie. Miesiąc pachnący słodkim bzem, z leniwym dźwiękiem brzęczących pszczół i trzmieli w tle.
Pamiętam, jak w dzieciństwie kochałam nabożeństwa majowe. Te wszystkie pieśni maryjne, z tak piękną melodią. Pamiętam rowerowe wycieczki, przez las, koło jezior, to do kapliczki, żeby pośpiewać, to na piknik (gdzie te czasy, kiedy ochoczo pakowaliśmy do plecaczka kocyk, kanapki, termos z herbatką i tak po prostu wsiadaliśmy na rower...), to do babci, to nad stawek. W drodze powrotnej robiliśmy przystanek w wiejskiej karczmie, tata kupował sobie piwo, dla mamy z sokiem, dla nas po lodzie. Czasem pozwolił nam upić łyk piwa i posmakować pianki! A kiedy wiał mocny wiatr mama nie pozwoliła nam jeść lodów, wtedy dostawaliśmy tymbarka i jakieś słodycze.

Maj.
Miesiąc chemiczny i zawracający w głowach.
Może nie w tym roku, nie teraz, nie dam się...choć już obawiam się, że znowu się poddam, że ulegnę, że pozwolę się zahipnotyzować, dam się omotać, zaczarować...
Tak. Mogę zgrywać twardą i "nie-rusza-mnie-to", ale znów przyszedł maj.... A z majem bzy...Znów przyjdzie mi nosić przykrótkie sny....


I wtedy przyszedł maj....

Zamieszał w moim sercu. 
Zgubiłam cały żal....





1 komentarz:

  1. Coś czarno ja ten maj widzę...A bzy jakieś takie...oklepane...

    OdpowiedzUsuń