Ja też ich nie rozumiem.
Ale rozczulanie się nad sztucznym, formalnym, rutynowym "Wszystkiego najlepszego, wesołych, zdrowych, pogodnych... i szczęśliwego Nowego (choć powinno być raczej "nowego")..." już było.
Teraz czas nadrabiania wszystkiego co "zrobię po Świętach", maczania kawałków pomarańczy w gorącej czekoladzie (sama robiłam!), zjadania ostatków pierników (sama piekłam!), spijania grzańca i świątecznego wina (sama kupiłam... bo nie miałam pomysłu na prezent, a alkohol zawsze się sprawdzi), sprzątania, ogarniania i denerwowania się, bo czas ucieka, wolne się kończy, a ja przecież TYLE zaplanowałam.
Standard.
Irytują i rozśmieszają mnie ludzie, co to się stało z "naszym" pokoleniem? (serio "naszym"?)
Dialog podsłuchany w Empiku:
<i> chłopak i dziewczyna, chyba parka, wiek około 20-25 lat, przeciętni, jak każdy inny na ulicy, nic szczególnego.
Przy wyjściu:
Dziewczyna: Chodźmy już.
Chłopak: Jeszcze do Super-Farmy idziemy.
D: Po co?
Ch: Po krem.
D:....?
Ch: Dla ciebie.
D: Ale ja mam krem.
Ch: Ale na noc nie masz.
D: Przestań....
Ch: Idziemy po ten krem, żebyś na ryja miała, ja z byle szmatą się na mieście pokazywał nie będę!
Czy rzeczywiście byli to przeciętni młodzi ludzie włóczący się po sklepach w świątecznym czasie, jak wielu innych?
Nie jestem z tej epoki.
Boję się.
Tja, "O Północy w Paryżu" się oglądało. Phi.
I ta cała gadka o Sylwestrze.
Mam trzy plany i znając życie (i ludzi) ani jeden nie wypali.
Do siego roku! Hej kolęda, kolęda!
Słucham:
Koniec narzekania, tyle do roboty!
Wszak obiecałaś sama sobie, że to "wszystko po Świętach", mimo że na wstępie wątpiłaś - zadbaj chociaż o pozory.
Ludzie w ogóle są mało rozumni. Nie potrafię się z tym pogodzić... Ale chyba będzie w końcu trzeba...
OdpowiedzUsuń