Polecam obejrzeć filmik:
Mnie uderza coś jeszcze.
Dania à la risotto, à la kebab, à la gołąbki, à la panna cotta, à la gyros... Wino à la wino!
Wszystko chcemy nazywać. Najlepiej nazwami wielkimi, wspaniałymi, być może zastrzeżonymi.
Bo na pewno lepiej smakuje deser à la tiramisu od wodnistych lodów z posypką o smaku tiramisu. Lepiej smakują à la gołąbki, niż "nie chciało mi się sparzyć kapusty i owijać...".
Moja mama powiedziałaby "Nieważne, czy to są gołąbki, czy nie, ważne, że smakuje!".
A ja zastanawiam się, czy jedząc à la napoleonkę, nosząc à la bluzkę z à la bawełny, słuchając muzyki à la romantycznej, z à la radia, siedząc w à la fotelu, popijając à la kakao z à la kubka à la czerwonego... Czy nasze życie nie staje się życiem à la życie?
A w swojej kuchni preferuję potrawy à la moi.
Och, czuję się taka na czasie przez ten francuski;)
OdpowiedzUsuńCoś jakby à la modna <3