Jak sobie pomagam, kiedy herbata, czekolada, popłakiwanie w poduszko-świnię, rozmowy "budujące" nie pomagają?
Wracam do źródeł.
Oglądam wieczorynki, czytam Czerwonego Kapturka i Kota w Butach.
Dziś Madeline jako najlepszy środek terapeutyczny.
Polecam, zdesperowana i załamana Z.
I pomyśleć, że wcale nie tak dawno (a może i dawno?) legalnie oglądałam wieczorynki (bo teraz trąci to dewiacją...), po wieczorynce kładłam się spać, prosiłam mamę o bajeczkę na dobranoc, rozmawiałyśmy chwilę: o szkole, o marzeniach... Chciałam zostać to pisarką, to malarką, to przedszkolanką. Kiedyś nawet zakonnicą, taką jak pani Clavele. Potem dziennikarką albo panią psycholog.
Kiedy miałam 7 lat, kładłam się we wrześniu z niedowierzaniem "Ojejku, ja już mogę chodzić do szkoły!".
A gdyby tak wrócić...?
Madeline... moja ukochana! Pamiętam jak przez 3 lata w liceum nie umiałyśmy sobie z Olą przypomnieć jak się nazywała panna Clavel. Wymyśliłyśmy pannę Klarę...
OdpowiedzUsuńOch, i ja ! Tyle oddałabym by wrócić. Jakże niewiele potrzebowałam wtedy do uśmiechu. Ot! A teraz? Pieprzone ambicje.
OdpowiedzUsuńMadeline ! Jedna z ulubionych bajek ! <3333