Pierwsza tura pierniczków piecze się już pod koniec listopada. To twarde ciasteczka, które muszą swoje odleżeć... A najlepiej smakują przed Wielkanocą :)
O pierniczkach leżakujących, na które ciasto zarabiałam we wrześniu, już wówczas wspominałam. A oto efekty dojrzewającego przez 3 miesiące ciasta i zabawy z barwnikami spożywczymi:
Las choinek:
Jest i motyw muzyczny:
Babeczki makowe z "gwiazdką", która wyszła bardziej krzyżykiem niż jakimkolwiek ciałem niebieskim...
Lebkuchen - eksperyment, który okazał się być hitem!
I talerz ciasteczek, a na nim...
"Kocie łebki" z powidłami:
Pierożki z masą makową:
Anyżki:
Cranberry Noel, mój faworyt!
Jest jeszcze piernik z marmoladą:
I tradycyjny makowiec:
Dodatkowo babcia piekła makowe bułeczki, mama piernik i dwie tury pierniczków... Za dużo?
Też tak mi się wydawało... Ale talerzyk sąsiadce, paczuszkę znajomej, w prezencie koleżance, księdzu po kolędzie...
I jeszcze zabraknie, a zjadłoby się!
Wesołych! Przeżytych, a nie przejedzonych!
Też tak mi się wydawało... Ale talerzyk sąsiadce, paczuszkę znajomej, w prezencie koleżance, księdzu po kolędzie...
I jeszcze zabraknie, a zjadłoby się!
Wesołych! Przeżytych, a nie przejedzonych!
Jakie piękne pierniki <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale zdecydowanie te święta należały do przeżartych -.-
OdpowiedzUsuń