piątek, 31 stycznia 2014

Rzuciłbym to wszystko...

Długo mnie tu nie było. Znajomi, zerkający na bloga od czasu do czasu, nawet mobilizowali, podsuwali pomysły, o czym by napisać. Zawsze jest o czym pisać. Tylko nie zawsze jest iskra, o płomieniu nie wspominając. 

Nie mam na nic ochoty. Do tego stopnia, że zaczynam sprzątać pokój. Zdejmuję z półki kolejne książki, wycieram z kurzu, ustawiam w innej kolejności. Ooo Tuwim, otwieram i czytam:

Rzuciłbym to wszystko, rzuciłbym od razu, 
Osiadłbym jesienią w Kutnie lub Sieradzu.

W Kutnie lub Sieradzu, Rawie lub Łęczycy, 
W parterowym domku, przy cichej ulicy.

Byłoby tam ciepło, ciasno, ale miło, 
Dużo by się spało, często by się piło.

Tam koguty rankiem na opłotkach pieją, 
Tam sąsiedzi dobrzy tyją i głupieją.

Poszedłbym do karczmy, usiadłbym w kąciku, 
Po tym, co nie wróci, popłakał po cichu.

Pogadałbym z Tobą przy ampułce wina: 
"No i cóż, kochana? Cóż, moja jedyna?

Żal ci zabaw, gwaru, tęskno do stolicy? 
Nudzisz się tu pewno w Kutnie lub Łęczycy?"

Nic byś nie odrzekła, nic, moja kochana, 
Słuchałabyś wichru w kominie do rana...

I dumała długo w lęku i tęsknicy: 
- Czego on tu szuka w Kutnie lub w Łęczycy?

Przypadek? Nie sądzę.
Rzucam więc to wszystko!

sobota, 7 grudnia 2013

W te święta dałeś mi serce, ja dałam skarpety...

Nie czuję magii świąt. A nowy hit  "polskiego youtuba"  bardziej mnie martwi niż śmieszy. Parodia parodią, ale jakie to prawdziwe! Bardzo polskie. Bez skarpet wiszących nad kominkiem, tysiąca lampek i wieńca ostrokrzewu jak w amerykańskich teledyskach.

W te święta dałeś mi serce, ja dałam skarpety, dziurawe niestety….
W te święta przemówią bydlęta,
Chciałabym Ci dać coś "speszyl".

W kolejce po prezenty stałem dobre trzy godziny,
ledwo zdążyłem na wigilię do rodziny.
Sianko pod obrusem, oby też w kopercie,
tajemniczy gość może dzisiaj nie przybędzie.
Marzyłem o X-Boxie, mam piżamę, fajną pościel;
spalone pierogi i napięcie, zanim przyjdą goście.
Nie znam drugiej zwrotki ulubionej kolędy,
a Krawczyk z gazety znów poprawi moje błędy.
Trzy dni bez mycia, bo karp pływa w wannie,
te same sms-y z życzeniami nieustannie.
Obchodzę święta w markecie, trochę mnie to boli,
symbolem świąt stała się ciężarówka Coca-Coli.


Pierwsza gwiazdka jak sygnał do jedzenia (- Synek!),
obiad, kolacja, słodkie – tak trzy dni do znudzenia.
Nie ma świąt bez TV, w domu sami swoi,
tylko Kevin jest sam w domu, aż mnie głowa boli.
Wujek przemówi do mnie raz w roku, jak zwierzęta,
 zjazd rodzinny, tony jedzenia, do picia zachęta.
Bombka na choince jeszcze większa po pasterce,
spotkałem ziomków, którzy mają coś w butelce.

W te święta...


piątek, 6 grudnia 2013

All my tears

Kiedyś ryczałam z byle powodu. Dalej mam w sobie coś z ckliwej płaczki. A jednak... musiałam pójść do apteki i kupić sztuczne łzy. O ironio.


wtorek, 19 listopada 2013

Be a hero

Pomazane mury nijak mają się do sztuki, jaką jest graffiti. Ale - gdzieś między deklaracjami kiboli i wyznaniami małolatów - zdarzają się prawdziwe perełki, maksymy na miarę Seneki.

Codziennie mijam budynek osmalony napisem: Dziennikarze to niewolnicy na usługach Babilonu.
I codziennie się zastanawiam, ile w tym prawdy. Codziennie rozważam, czy to właśnie dziennikarstwo jest moim marzeniem, a może ja tylko siebie oszukuję.

Dziś kolejna prawda: W tym kraju można być tylko pijakiem lub bohaterem.
To może zostańmy bohaterami?


czwartek, 14 listopada 2013

Sztuka kapusty

Przez żołądek do serca. A przez kapustę do... obrazu.
Ju Duoqi wykorzystała warzywo do niezwykłych kompozycji.

Tagine z sosem miodowo-szafranowym, daktylami, idealny ryż jaśminowy i surówka z buraczków z wiśniami i orzechami. Niebo w gębie.
Pora na niebo w sercu.
Póki co niebo dla oczu. Albo przynajmniej chmurki.



poniedziałek, 11 listopada 2013

Test Rorschacha - psychologia to nauka czy czary...?

Kiedyś bardzo chciałam studiować psychologię. Zwłaszcza po odbytej psychoterapii sama chciałam zostać psychologiem. Do dziś chętnie sięgam po literaturę z tej tematyki. A jednak coraz bardziej, zwłaszcza po zajęciach z psychologii na uniwersytecie, utwierdzam siebie w przekonaniu, że psychologia to pseudonauka.

Nie potrzeba książek ani skryptów, by zdać kolokwium. Wystarczy obserwować swoje reakcje i zachowanie środowiska. To, co odbiega od normy - jest patologią. Proste i mało naukowe.

Idąc dalej tym tokiem rozumowania - jestem totalną patologią. O teście Rorschacha czytałam już kiedyś. O tym, jakie kontrowersje budzi używanie go w analizach sądowych.
Znalazłam test online, rozwiązałam. Mój wynik:

Twoje odpowiedzi mówią mi, że nigdy nie zostaniesz zostawiony sam na sam z moją córką. A ona ma 37 lat. Właściwie to mój syn też nie jest przy tobie całkiem bezpieczny. A teraz znikaj, mam broń i nie będę się wahał jej użyć.
Ludzie, którzy odpowiadali tak jak Ty zwykle mają wyraziste, perwersyjne fantazje seksualne, tak nietypowe, że przeraziłyby ich znajomych z pracy. Pomimo twojego stanu i związanych z nim ograniczeń, pamiętaj, że zawsze możesz znaleźć pracę jako diler narkotyków lub prostytutka, jeżeli naprawdę się postarasz.
Najprawdopodobniej jesteś spod znaku wagi, jak większość beznadziejnych ludzi. Co zaskakujące nie nienawidzisz swoich rodziców, ale zdecydowanie nienawidzisz swoich dziadków - kto wie co to może oznaczać.


Cóż, patologia rodzi patologię - tego nauczyłam się na akademickich zajęciach.
Do dziadków nic nie mam. 

Odpowiedzi mocno ironiczne związane są z akcją "Psychologia to nauka, nie czary" mającą na celu bojkotowanie testu w instytucjach sądowych.

Tak to już jest z psychotestami. Czy są diagnostyczne? W większości bardzo przewidywalne. Sama takowe tworzyłam do GimZetki - szkolnej gazetki. Nosiły tytuły "Jakim zwierzęciem jesteś?" albo "Co świadczy o Tobie muzyka, której słuchasz?". Bardziej dla zabawy niż psychologicznej świadomości. 

Bardzo często w proponowanych odpowiedziach nie ma tej najwłaściwszej dla mnie. Nie tylko w psychotestach, ale i na maturze z matematyki. Cóż. Patologia. 




poniedziałek, 21 października 2013

...all women owe him a lot!

Coraz chłodniej, nocne przymrozki, deszczowo i mokro, chociażby od mgły. Pora na zmianę obuwia. Bye bye trampki, baleriny, sandałki poszły spać do szafy już prędzej. Przypomina mi się dyskusja pań nauczycielek w pokoju nauczycielskim, jakie buty najlepiej założyć do spódnicy?

- Myślę, że kobiety kiedyś zmądrzeją. Głęboko w to wierzę. Za 30, 80 albo 100 lat. I przestaną nosić te okropne, niewygodne i niezdrowe szpile. I będą się śmiać z naszego pokolenia i tej głupiej mody. Tak, jak my śmiejemy się z antycznych koturnów i barokowych krynolin i gorsetów.

Podsłuchana dyskusja dała mi do myślenia. Jak to, przecież szpilki są takie klasyczne, ponadczasowe, uniwersalne, seksowne i kobiece... Rzeczywiście, noga cierpi, ale wizualnie zyskuje. Sama uwielbiam obcasy, choć na dłuższą metą jest to samokatowanie. Ratują mnie, niską kobietę i moje kacze nóżki. Poza tym, inaczej stąpam w szpilkach - jak pewna siebie kobieta z klasą. W balerinkach co najwyżej człapię.
A jeżeli coś jest na rzeczy i w przyszłości będą wyśmiewać nasze trendy?


Może ekstremalne pokazowe dziwadła, jak te projektowane przez McQueena. Ale klasyczne, skórzane, czarne szpilki, z obcasem do 8-12 cm - wierzę, że będą nieśmiertelne. A projektanci i producenci będą je tylko ulepszać i stosować takie triki i używać takich materiałów, by kobiety mogły cieszyć się szpilkami bez nieprzyjemnych dla zdrowia konsekwencji.

A przecież Kopciuszek zgubił na balu szpileczkę, a nie jakąś tam balerinkę.


I don't know who invented high heels, but all women owe him a lot.
Marilyn Monroe